Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Czekanie na otwarcie nieba

Marcin Zasada, Sławomir Cichy, współpr. Anita Czupryn
Port lotniczy Pyrzowice nigdy jeszcze nie świecił takimi pustkami
Port lotniczy Pyrzowice nigdy jeszcze nie świecił takimi pustkami Fot. Lucyna Nenow
Czarne kłęby dymu unoszące się nad Europą wciąż wygrywają z człowiekiem. Nawet jeśli do końca tygodnia sytuacja zostanie całkowicie opanowana, skutki chaosu, do jakiego doszło na Starym Kontynencie po wybuchu wulkanu Eyjafjoell na Islandii będą odczuwane jeszcze przez wiele miesięcy.

Straty firm związanych tylko z przewozami pasażerskimi i lotnictwem na całym świecie przekroczyły już miliard dolarów. Ekonomiści mówią o kataklizmie finansowym większym niż po zamachu na World Trade Center.

- Sparaliżowana została wymiana towarów i ludzi, czyli coś, co jest podstawą dzisiejszej gospodarki. Brzmi dziwnie, ale świat chwieje się na glinianych nogach, a zdani jesteśmy głównie na rozkład wiatrów - mówi dr Robert Gwiazdowski, szef Centrum im. Adama Smitha.

Gwiazdowski ocenia, że Polska nie odczuje skutków zamknięcia przestrzeni powietrznej tak mocno, jak inne kraje, bo z racji naszego położenia, nie jesteśmy zdani wyłącznie na transport samolotowy. Nie zmienia to faktu, że lotnisko w Pyrzowicach każdego dnia traci 150 tys. zł. Terminal świeci pustkami, właścicielom sklepów i restauracji zagląda w oczy widmo bankructwa.

- Wszyscy liczymy straty - od taksówkarzy i sklepikarzy po przewoźników. Niestety, nikt nie ma planu awaryjnego - podkreśla Cezary Orzech, rzecznik Górnośląskiego Towarzystwa Lotniczego, administratora pyrzowickiego portu.

Do polskiego rządu o wsparcie finansowe wystąpił już LOT, który według szacunków stracił od czwartku ok. 90 mln zł. Poważne konsekwencje kryzysu odczuwa branża turystyczna. Kilka tysięcy naszych rodaków nie może wrócić do Polski z wakacji w dalekich krajach - w samym Egipcie problem ten może dotyczyć trzech tysięcy osób.

Od czwartku nie działa korespondencja pocztowa z innymi kontynentami, na które dotychczas docierała drogą powietrzną. Z niepokojem na rozwój wypadków oczekiwały fabryki samochodów - Fiata w Tychach (kilka elementów do swoich aut zakład importuje z Japonii) i Toyoty. Na polskich lotniskach czekało już kilka tysięcy ton towarów.

Skoro ktoś stracił na lotniczym paraliżu, ktoś też musiał zyskać. Ludzie z samolotów przesiadają się do pociągów, a zagraniczne trasy, np. do Moskwy, Berlina i Amsterdamu oblegane są jak nigdy o tej porze roku. Alternatywą są też lokalne, krajowe rejsy liniami Jet Air, które latają poniżej pułapu chmur.

Według wieczornych informacji Polskiej Agencji Żeglugi Powietrznej przestrzeń nad naszym krajem miała być otwarta dziś, o godz. 7 rano. O tej godzinie LOT planował wznowić rejsy.

Islandzki wulkan uziemił na lotniskach 8 tys. polskich turystów i żołnierzy z misji w Afganistanie. Choć wcześniej w historii wybuchy wulkanów powodowały zakłócenia na dużą skalę, to nie na naszym kontynencie. W 1989 roku doszło do podobnego incydentu na Alasce. Wówczas amerykańskie linie lotnicze oszacowały straty na 100 mln dolarów. Tymczasem już w pierwszych dniach obecnego kryzysu o podobnych stratach mówiło się w odniesieniu tylko do jednego przewoźnika (Ryanair) i tylko po zawieszeniu lotów nad Wielką Brytanią i Irlandią.

Będą plajty przewoźników

Grzegorz Sobczak, ekspert lotniczy i redaktor naczelny magazynu "Skrzydlata Polska", jest zdania, że wkrótce będziemy świadkami kilku spektakularnych bankructw w branży.

- Kłopoty będą miały zwłaszcza duże firmy, których maszyny mają stałe połączenia transatlantyckie i obsługują długie trasy. Tym bardziej, że kłopoty z przywróceniem wszystkich regularnych połączeń potrwają według ekspertów nawet 10 miesięcy - mówi.

PLL LOT już wystąpiły do polskiego rządu o wsparcie. LOT wczoraj wieczorem zdecydował o starcie dwóch swoich samolotów. Do Polski przylecą samoloty z Chicago i Nowego Jorku. Linia jest też przygotowana do wznowienia rejsów w Europie.

W podobnej sytuacji są też inni przewoźnicy lotniczy na starym kontynencie. W tym tygodniu mają wystąpić do Komisji Europejskiej o przygotowanie planu pomocowego. Wiadomo już, że KE utworzy specjalną komisję, która oceni wpływ perturbacji wywołanych chmurą pyłu wulkanicznego na transport lotniczy i gospodarkę. Przewoźnicy coraz głośniej mówią, że europejskie rządy zdecydowanie przesadziły z histerią, związaną z zagrożeniem pyłem wulkanicznym znad Islandii. Na dowód swoich racji, British Airways wysłały Boeinga 747 w podróż przez wulkaniczną chmurę, aby ocenić jej wpływ na silniki, widoczność i czujniki. Wnioski okazały się korzystne dla przewoźników. Podobne płyną z testów dwóch Airbusów (A380 MSN 004 i A340-600 MSN).

- Załogi obu samolotów nie odnotowały żadnych nieprawidłowości i zakłóceń podczas lotu. Inspekcja po zakończeniu lotu nie wykazała żadnych uszkodzeń - brzmi oświadczenie.

Naciski przedstawicieli linii lotniczych doprowadziły do zmiany zakresu stref bez lotów przez europejskich ministrów transportu. Niebo podzielono na trzy obszary. W pierwszej strefie, wokół samego wulkanu, latać nie wolno. W drugiej, pokrywającej się z obszarem objętym zakazem lotu, rejsy odbywać się będą pod ściśle określonymi warunkami. W strefie trzeciej ograniczeń nie będzie. Granice stref wyznaczane są na bieżąco, zgodnie z ruchami wulkanicznej chmury.
Jest też jedna dobra wiadomość dla Pyrzowic. Czas lotniczego zastoju port wykorzystuje na remont pasa startowego i reszty nawierzchni.

Firmy liczą straty

Strat na razie nie próbuje nawet oszacować Poczta Polska, która trzy czwarte przesyłek zagranicznych obsługiwała drogą lotniczą.

- Koszty wszystkich operatorów znacznie wzrosły. Już same zmiany procedur to olbrzymie przedsięwzięcie logistyczne. Dotychczas tylko zagraniczne przesyłki ekonomiczne były wysyłane lądem. Opóźnienia w priorytetach muszą więc wynosić 2-3 dni - mówi rzecznik Poczty Zbigniew Tomaszewski.

Na bieżąco odprawiane są listy i paczki do krajów sąsiadujących z Polską - korespondencja do Danii i Szwecji dociera tam dzięki promom. Korespondencja na inne kontynenty czeka na otwarcie nieba.

W takiej samej sytuacji są odbiorcy towarów sprowadzanych do kraju drogą lotniczą. Fabryka LG Display, produkująca pod Wrocławiem moduły do telewizorów LCD i LED, może być zmuszona do wstrzymania pracy - wiele niezbędnych komponentów nie doleciało z Korei Południowej. Tyska fabryka Fiata też ściąga część podzespołów z Japonii. - Jeśli loty nie zostaną wznowione, możemy mieć problemy z produkcją - mówi Bronisław Cieślar, rzecznik Fiat Auto Poland.
Wiele firm może mieć problemy z terminowymi dostawami - na polskich lotniskach zalega ponad tysiąc ton towarów. Choć transport lotniczy cargo nie jest u nas tak istotny, polskich przedsiębiorców martwi zamknięcie lotniska we Frankfurcie, z którego korzysta wielu z nich. Spedytorzy obawiają się też wzrostu cen za powierzchnię transportową. - Linie lotnicze ponoszą straty, które będą chciały odbić, obsługując w pierwszej kolejności tych klientów, którzy za transport swojego towaru zapłacą więcej - mówi Piotr Kozłowski, dyrektor biznesu lotniczego i oceanicznego w firmie spedycyjnej DB Schenker.

Turyści szturmują biura

Wielkie kłopoty ma branża turystyczna. Największe biura podróży już straciły po kilkaset tysięcy złotych, a straty z każdym dniem rosną. Roman Fon, wiceprezes sieci biur podróży Multita, sprzedającej usługi najważniejszych touroperatorów w Polsce, próbuje uspokajać nastroje, tłumacząc, że jest za wcześnie, żeby przewidzieć konsekwencje dla biznesu turystycznego.

- Wszystkie wstrzymane wycieczki będą realizowane w najbliższych możliwych terminach. Klienci powinni jednak liczyć się ze zmianą programów i godzin wylotów. Gdyby ilość miejsc lotniczych okazała się niewystarczająca, wówczas ludzie będą zapisywani na podobne wyjazdy organizowane w innym terminie, z uwzględnieniem wcześniej otrzymanych zniżek. Istnieje również możliwość rezygnacji z wykupionej wycieczki. Wartość poniesionych wydatków będzie wtedy jednak pomniejszona o koszty poniesione przez organizatora na rzecz podwykonawców zleceń, których usługi zostały już opłacone i nie zostaną organizatorowi zwrócone. Turyści, którzy pozostali za granicą ze względu na ograniczone możliwości podróży, mają zapewnione przez touroperatorów zakwaterowanie i wyżywienie - mówi Fon.

Islandzki wulkan przeklinają tysiące Polaków. 800 żołnierzy VI zmiany Polskiego Kontyngentu Wojskowego w Afganistanie nie może wrócić do kraju po wypełnieniu misji. Żołnierze przeżywają prawdziwe dramaty: żona jednego z nich jest w dziewiątym miesiącu ciąży i może urodzić w każdej chwili. Drugiemu zmarła matka i nie ma nadziei, by zdążyć na pogrzeb. Inni klną, bo nie mogą wrócić do Polski z wczasów, godzinami czekają w uwłaczających warunkach, albo na przeludnionych lotniskach, z dziećmi, bez jedzenia i pieniędzy, na całym świecie, albo zakwaterowani w najgorszej klasy hotelach. A jeszcze inni nie mogą na te wczasy polecieć.

Klienci już szturmują biura, żądając zwrotu pieniędzy za wyjazd. Tymczasem Radio RMF FM dotarło do tajnej instrukcji jednego z touroperatorów. Według niej, biura podróży mają sugerować klientom rezygnację z wycieczek, bo wtedy dostają oni tylko 10 proc. kosztów. Jeśli bowiem złożą wniosek odstąpienia od umowy, biuro musi zwrócić całość wpłaconej kwoty. Jedno ze skandalicznych zdań tajnej instrukcji głosi: "Nie należy się bać rezygnacji, tylko odstąpień od umowy, ale na to ludzie nie wpadną, bo w warunkach jest specjalnie użyte takie słowo, żeby nie pisali go, tylko żeby pisali rezygnacja" - podało RMF FM.

Tory i drogi w oblężeniu

Kryzys lotniczy oznacza renesans kolei. Niedoszli pasażerowie odwołanych lotów, przesiadają się do pociągów, które szczególnie oblegane są na popularnych trasach zagranicznych. PKP InterCity wzmacnia składy i dostawia dodatkowe wagony.

- Co dnia pełne pociągi jeżdżą do Moskwy, Berlina i Amsterdamu. Sprzedajemy wszystkie bilety, a największym wzięciem cieszą się te najdroższe - mówi Beata Czemerajda z PKP InterCity.

Do Amsterdamu na przykład można podróżować w specjalnych wagonach klasy lux. Można wynająć w nich ekskluzywną kabinę z własnym łóżkiem, łazienką, dvd i biurkiem do pracy. Koszt w ofercie specjalnej? Ok. 600 zł. Inną opcją są taksówki. Brytyjski aktor John Cleese przejechał z Norwegii do Belgii, płacąc za kurs 5 tys. dolarów. Z Katowic do Londynu polską taksówką zabierzemy się za ok. 10 tys. zł. Zamawiając taryfę z Anglii, zapłacimy 18 tys. zł. Triumfy święci portal carpooling.pl, gdzie kierowcy zamieszczają swoje oferty i zgłaszają się chętni chcący wrócić do Polski z całej Europy.

Groźniejsze od wulkanu jest palenie w piecu
Z prof. Januszem Janeczkiem, szefem Katedry Geochemii, Mineralogii i Petrografii na Wydziale Nauk o Ziemi UŚ, rozmawia Sławomir Cichy

Islandzki wulkan wyrzucił do atmosfery setki ton pyłu, ale nie doszło do erupcji lawy. Dlaczego?To, czy z krateru wydostanie się płynna lawa czy gaz i pył, zależy od gęstości magmy i ciśnienia. Jeśli lawa jest rzadka, wypływa jak mleko z garnka, co można obserwować na przykład na greckiej Etnie. Jeśli magma jest gęsta, gazy nie mają jak się przez nią przedostać, rośnie ciśnienie i mamy efekt korka od szampana. Magma w zetknięciu z wodą z lodowca zamienia się w pył i popiół wulkaniczny wyrzucany na kilometry w górę.

Czy ten wybuch jest w jakiś sposób wyjątkowy? To pierwsza taka erupcja w Europie od ponad stu lat, ale ani nie największa, ani szczególnie groźna dla ludzi czy zwierząt. W Polsce nie spowoduje zwiększenia kwaśnych deszczy ani nie będzie miała wpływu na pogodę czy temperaturę. Paradoksalnie na Śląsku większe zagrożenie kwaśnymi deszczami od erupcji wulkanu na krańcach kontynentu powoduje niska emisja, a więc palenie w piecach węglem. Zwłaszcza zimą ilość dwutlenku siarki w powietrzu dramatycznie rośnie. To wtedy odczyn wód opadowych jest najbardziej kwaśny.

A były przypadki w ciągu ostatnich trzystu lat, że wybuch spowodował na przykład oziębienie? Naturalnie. Pod koniec XVIII wieku wybuch innego islandzkiego wulkanu doprowadził do znacznego ochłodzenia. W kronikach znajdziemy zapisy, że nie było lata. Pył zawieszony w atmosferze skutecznie odciął dopływ promieni słonecznych. Zginęło 20 proc. mieszkańców Islandii, a trujące gazy, które napłynęły nad Wielką Brytanię, były tam przyczyną śmierci ponad 25 tys. ludzi.

Jak wyglądają potężniejsze erupcje?Większość takich zdarzeń ma miejsce na terenach niezamieszkałych albo słabo zaludnionych. Ostatni podobny wybuch miał miejsce na Filipinach w 1991 r. Pyły z wulkanu Pinatubo dotarły do górnych warstw atmosfery. Prędkość ich strumienia przekraczała 400 m/s: była większa od prędkości dźwięku. W 2008 r. do olbrzymiego wybuchu doszło w Chile. Chmura pyłu unosiła się wiele miesięcy nad Patagonią.

Jak długo pył może krążyć w atmosferze?
Najdrobniejsze frakcje mogą utrzymywać się w górnych partiach nawet kilkadziesiąt lat. Wszystko zależy od ilości opadów i siły wiatru. W tej chwili wiadomo, że pył z Islandii dotarł też na wschodnie wybrzeże USA. Mam nadzieję, że wraz z ostatnimi opadami deszczu i nam udało się na Wydziale Nauk o Ziemi nałapać go trochę. Jego średnica nie przekracza nad naszym terenem mikrometrów.

Ile wybuchów wulkanów notuje się rocznie na całym świecie?
Tych większych kilkadziesiąt, ale trzeba pamiętać, że Islandia jest w Europie ciągłym zagrożeniem. Tylko w ostatnich 40 latach odnotowano tam 21 erupcji - wybuchów ze szczelin w skorupie ziemskiej.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na slaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto