Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

DJ Adamus: "Świetnie bawię się w życie" [Rozmowa NaM]

Redakcja
DJ Adamus: "Świetnie bawię się w życie" [Rozmowa NaM]
DJ Adamus: "Świetnie bawię się w życie" [Rozmowa NaM] Szymon Starnawski
Najbardziej rozpoznawalny DJ, producent i juror w telewizyjnym show - DJ Adamus - opowiada nam o swojej karierze, przywiązaniu do Warszawy, a także o używkach, które pragnie opisać w swojej autobiografii. Pretekstem do rozmowy jest jubileusz - 20 lat na scenie i jego 40. urodziny.

Piotr Wróblewski: W grudniu organizujesz wielką imprezę. Będziemy mogli wtedy usłyszeć twoje nowe utwory?
DJ Adamus (Adam Jaworski): Bardzo chciałbym, co miesiąc wydawać jeden singiel z nowej płyty jubileuszowej. Każdy z tych utworów ma szanse odnieść sukces. Mogę zdradzić, że z Agnieszką Włodarczyk pracujemy jeszcze nad singlem. Wokalistki, które występują na tej płycie pojawią się 12 grudnia na imprezie w Klubie Capitol w Warszawie. Będzie dużo osób na scenie. Mam nadzieję, że balanga się uda. Zapraszam!

Świętujesz swoje urodziny czy 20 lat pracy?
Tych dat trochę się nazbierało. Świętuję 15-lecie pracy DJ-skiej, dwie dekady pracy twórczej i 40. urodziny. Poza tym, mniej więcej 15 lat temu przeprowadziłem się do Warszawy. Żadna z tych dat nie jest „ostra”. Jakbym dobrze pogrzebał w pamięci, to mogłoby się okazać, że nie są to okrągłe daty.

Porozmawiajmy zatem o przeszłości. Nim zostałeś DJ-em, na początku lat 90. pracowałeś w radiu.
Tak, najpierw była praca w radiu. Grałem też w zespole rockowym, a wcześniej punkowym. Przed imprezami puszczaliśmy muzykę, żeby wprowadzić ludzi w odpowiedni klimat, a po koncercie zawsze była balanga. DJ-stwo pojawiło się gdzieś pomiędzy pracą w radiu, a rozpadem zespołu. Następnie wskoczyłem na poziom miksowania muzyki. Na pewno pomogło mi w tym radio, bo wtedy DJ decydował, jaką muzykę będzie grał. Dzisiaj jest to już chyba niemożliwe.

Przełomowym momentem było stworzenie remixu utworu „HiFi Superstar” Bandy i Wandy.
Pojawił się dokładnie w 2006 roku. Powstał wtedy duet Wet Fingers, czyli ja i Mafia Mike. „HiFi Superstar” to był nasz drugi utwór. Sami nie spodziewaliśmy się, że stanie się hitem. Utwór, który pierwotnie był antydyskotekowy, w naszej wersji stał się przebojem klubowym.

Podobno zastanawiasz się nad pisaniem autobiografii. O czym chciałbyś napisać w tej książce?
Jest pomysł na książkę, ale on cały czas mocno ewoluuje. Uważam, że showbiznes który mnie otacza, jest polem minowym. Im jestem starszy, tym bardziej widzę, że część osób nie radzi sobie z tym. Najpierw wszystko jest cukierkowe. Niby każdy może odnieść sukces, ale później okazuje się, że rzeczywistość jest straszna i trzeba zacząć ciężko pracować.

Chciałbym na swoim przykładzie pokazać, że showbiznes może wyglądać inaczej. Nie liczą się tylko pieniądze. Życie przecież nie toczy się tylko przy ściance i w blasku fleszy. Co nie znaczy, że to nie jest fajne. Moja filozofia polega jednak na tym, że trzeba znaleźć złoty środek.

Wspomniałeś, że chcesz poruszyć także temat używek. To prawda?
Ważną dla mnie książką były „Narkotyki” Witkacego. Teraz mamy rok witkiewiczowski i warto zwrócić uwagę na środki psychoaktywne. Dzisiaj nie ma takiego nowego przewodnika po używkach, a ja chciałbym ten temat poruszyć.

Narkotyki, alkohol - traktujesz jako inspirację czy sposób na dobrą zabawę?
Nie traktuję tego - aczkolwiek mam teraz okres abstynencji - jako zwykłego rozweselacza. Skoro każda używka wyniszcza nasz organizm, to musimy mieć coś w zamian. Traktuję środki psychoaktywne, jak coś dającego mi inne spostrzeżenia. Jeżeli zamroczymy się alkoholowo, to inaczej postrzegamy rzeczywistości. Jak mówił Jan Himilsbach (przyp. red. polski pisarz i scenarzysta z czasów PRL) jest to „wprowadzenie elementu baśniowego do rzeczywistości.” W czasach mocnej komuny, ten element baśniowy znajdowano w alkoholu.

Z biografii chociażby Stevea Jobsa wynika, że przez eksperymenty z LSD pewne rzeczy postrzegał inaczej. Co prawda nie była to zupełnie jasna postać, ale przecież jest cienka granica między szaleńcem a geniuszem. Ja mam nadzieję, że szaleńcem jeszcze nie jestem.

Pomysł na książkę już jest, a podjąłeś już jakieś konkretne kroki?
Teraz tylko zastanawiam się, czy znajdzie się wydawca. Książka będzie o tym, co według mnie jest ciekawe. W ogóle życie jest po to, żeby spełniać swoje zachcianki. Kolejna płyta, nad którą pracuję, będzie taka, którą sam bym chciał słuchać w samochodzie.

Rozumiem, że znajdzie się na niej utwór „Waiting for tonight”, który ostatnio opublikowałeś?
To będzie płyta z coverami utworów, które towarzyszyły mi od początku kariery, ale w nowych wersjach. Teraz wyszedł „Waiting for tonight”, a wcześniej singiel „Movin on”. Do współpracy zaprosiłem świetne wokalistki klubowe, m.in. Lucky i Sabinę Sago Golanowską. Wkrótce powstanie też druga płyta, chilloutowa na tzw. after party.

To już kolejny chilloutowy projekt, po płycie z Adą Szulc i krążku „Chill in Varso Vie”. Skupiasz się na tych klimatach?
Mało kto wie, że pierwszy kawałek, który wydałem, jeszcze przed duetem Wet Fingers, był właśnie w klimatach chillout. Został umieszczony na składance Radia Leniwa Niedziela. W chilloucie od początku „siedziałem”. Ta strona jest mi bliska, aczkolwiek nie da się na takich numerach robić wszystkich imprez.

Warszawa, którą przedstawiasz na krążku „Chill in Varso Vie” jest bardzo spokojna, wyluzowana. Nie uważasz jednak, że w tej chwili ludzie w stolicy są zabiegani i zapracowani?
Myślę, że z pozycji pieszego Warszawa jest właśnie spokojna i zrelaksowana. Z pozycji auta, pędzących szczurów i tzw. Mordoru, miasto jest rzeczywiście harcorowe i pojawia się negatywna energia. Ja szukam miejsc spokojnych i odprężających. Bez problemu można je znaleźć w każdej dzielnicy.

Chilloutowa Warszawa jest nieoczywista i jej szukam także w dźwiękach. Miałem okazję zrobić jeden utwór do płyty „Warszawa - Ścieżka Dźwiękowa”, gdzie wielu polskich producentów opisywało dźwiękami jedno miejsce w stolicy. Wybrałem wtedy bulgoczące, muzyczne filtry.

Przyznałeś kiedyś, że Warszawa ma szanse być Paryżem Wschodu.
Chociaż teraz powiedziałbym, że lepiej żebyśmy byli Berlinem, który jest bardziej progresywny, jeżeli chodzi o muzykę. Niesamowite jest to, że mimo zniszczeń wojennych i tego, o czym śpiewa T.Love „Hitler i Stalin zrobili, co swoje”(przyp. red. utwór T.Love - Warszawa), miasto nabiera nowego ducha. Cieszę się, że mogę w tym uczestniczyć.

Czujesz się mocno związany z Warszawą?
To jest moje ukochane miasto, a najważniejszą decyzją w moim życiu było przeprowadzenie się do Warszawy. Urodziłem się w Opolu, ale mój dziadek przez całe życie mieszkał w stolicy. Mogę więc powiedzieć, że jestem repatriantem z zachodu. Choć dużo podróżuje, to uwielbiam tu wracać.

Grasz nie tylko w Polsce. Jak oceniasz stolicę od strony klubowej?
Przez ostatnie trzy lata Warszawa zrobiła bardzo duży krok do przodu. Będąc w Berlinie, Madrycie czy Lizbonie nie zauważam dużych różnic.

Ludzie zaczynają biesiadować, muzyka jest podobna, a wszyscy świetnie się bawią. Kiedyś nie potrafiliśmy bawić się na ulicach, siedzieć w klubach, a teraz to się zmieniło. Moi przyjaciele z całego świata mówią, że ostatnio Warszawa stała się modna i ludzie z całego świata chcą tu przyjeżdżać.

Jesteś DJ-em, jurorem w telewizyjnym show, producentem muzyczny. Masz bardzo dużo zajęć. Znajdujesz czas na relaks?
Zamieniłem swoją pasję na zawód i dlatego jestem człowiekiem spełnionym. Teraz znalazłem nowe hobby - podróżowanie. Przemieszczam się z plecakiem w różne zakątki świata i staram się, żeby mózg odpoczywał. Nie mam problemu z tym, żeby zostawić swoją pracę na 2-3 tygodnie. Musi być balans między pracą a odpoczynkiem. Podobno nawet miłość bywa śmiertelna jak się ją przedawkuje (śmiech).

Jesteś najbardziej rozpoznawalnym DJ-em w Polsce. Dlaczego według Ciebie tak się stało?
Najpierw, przez 10 lat, były występy w telewizji u Kuby Wojewódzkiego, a teraz jestem jurorem w programie „Twoja Twarz Brzmi Znajomo”. To daje mi ogromne możliwości. Nie oszukujmy się, muzyka klubowa jest muzyką środowiskową. Ja dzięki telewizji wyszedłem poza ten krąg i stałem się rozpoznawalny. Mogę zarażać tą muzyką osoby, które do tej pory nie mały o niej pojęcia. Chciałem zbudować bardzo silną markę, ciężko na to pracowałem i udało mi się.

Nie masz ambicji, żeby pójść krok dalej, zdobyć uznanie poza Polską?
Trzeba się zmierzyć z rzeczywistością. Dla każdego artysty byłoby wielkim sukcesem występować na wielkich stadionach. Ja gram nie tylko w Polsce. Jeżdżę na Ibizę, ostatnio byłem w Amsterdamie. Będę się bardzo starał, żeby pójść krok dalej, ale nie chciałbym rzucić się w wir działań i przestać korzystać z życia. Świetnie bawię się w życie. Nie wiem, czy ważniejsze jest dla mnie 10 lat ciężkiej pracy czy wyjazd na wspaniałe wakacje. Ważne, żeby na końcu życia powiedzieć jak Edith Piaf, że niczego się nie żałuje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto