Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Obaj kochają bieganie. Jest jednak coś, co ich różni - jeden z nich praktycznie nie widzi [FOTO]

AKC
Fot. ARC Marcina Grabińskiego
Marcin Grabiński z Lublińca i Marek Kapela z Dobrodzienia, na co dzień pracujący w lublinieckim EthosEnergy, razem robią wielkie rzeczy. W dniach 31 marca - 2 kwietnia pod hasłem "Biegam bo nie widzę przeszkód i jestem na tak" pokonali dystans z Berlina do Poznania.

Marcin Grabiński to człowiek nietuzinkowy. I wcale nie dlatego, że pomimo niepełnosprawności biega. Jego wyjątkowość wynika z podejścia do życia. Dla tego człowieka nie ma rzeczy niemożliwych, czego dowodem jest choćby jego życiowe motto "Nie widzę przeszkód".

- Nie mogę mówić o sobie, jako o osobie niewidzącej, bo widzę w 5 proc. - wyjaśnia Marcin. - Tempo w jakim biegam wynika natomiast z tego, że już niczego się nie boję. Zaliczyłem już kilka rowów, mniejszych czy większych kontuzji. Mógłbym pobiec bez przewodnika, ale to byłoby dość niebezpieczne właśnie ze względu na urazy. Wystarczy, że nie zauważę krawężnika i to już może skończyć się kontuzją, dlatego potrzebuję pomocy - mówi zawodnik.

Tyle, że nie każdy potrafi mu skutecznie pomóc, bo i mało kto potrafi mu dorównać kroku. Marcin pokonuje maratony w czasie ok. 3 godzin, co dla w pełni sprawnych zawodników jest wyczynem.

Szukał i w końcu znalazł
Marka Kapelę, swojego partnera w sportowych wyzwaniach, poznał w styczniu 2013 r. na Zimnarze w Dobrodzieniu. Trzy miesiące później zaczęli wspólnie startować.

- Podczas imprezy w Dobrodzieniu Marcin złożył mi propozycję, by wspólnie biegać. Sam nie wiem, dlaczego się zgodziłem - zastanawia się Marek. - Być może było to związane ze śmiercią mojej mamy w 2012 r. Postanowiłem wtedy, że bieganie dla własnej przyjemności zamienię na pomoc innym ludziom - mówi.

Propozycja Marcina nie była przypadkowa. Potrzebował kogoś, z kim będzie mógł pokonywać podnoszone ciągle przez samego siebie poprzeczki.

-Z Markiem odniosłem moje największe sukcesy. Razem zdobyliśmy m.in. mistrzostwo Polski w maratonie, zimowe mistrzostwo w półmaratonie. Z nim osiągnąłem moje życiówki, a oprócz tego zrobiliśmy kilka szalonych rzeczy - śmieje się Grabiński.

Kierunek Berlin razy dwa
Rok temu obaj panowie postanowili wybrać się do Berlina na Run of Spirit na.. tandemie.
- O tym nie było głośno, bo nie chciałem o tym mówić. Miałem złamaną nogę i nie wiedziałem, co z tego wyjdzie - mówi Marcin. - To znaczy już była trochę zrośnięta - dodaje.

Na jednym rowerze Marcin i Marek przejechali 500 km, potem Marcin przebiegł jeszcze 10 km na zawodach. Musieli jednak szybko wracać, bo Marcin spieszył się na wesele siostry. Na szczęście zdążył.

- W sumie jechaliśmy 3 dni w jedna i 3 dni w druga stronę, w jeden dzień biegliśmy, pokonując w sumie 1580 km - mówi Marek.

Berlin spodobał się biegaczom na tyle, że postanowili do niego powrócić. Tym razem meta biegu była w Poznaniu.

Zawodnicy swoim wyczynem chcieli zwrócić uwagę na podopiecznych poznańskiego Stowarzyszenia Na Tak, opiekującego się osobami z niepełnosprawnością intelektualną i promować majowy bieg Na Tak.

Trasę z Berlina do Poznania pokonali w trzech etapach: z Berlina do Kostrzyna nad Odrą (117 km), z Kostrzyna nad Odrą do Kwilcza (118 km) i z Kwilcza do Poznania (70km). W sumie 306 km.

Marek po 2 dniach biegu musiał zejść z trasy, odezwało się ścięgno Achillesa. Zastąpił go Andrzej Zyskowski z Olsztyna, biegacz poznany przez Grabińskiego na Endomondo, portalu łączącym ludzi aktywnych sportowo.

- Marek zrezygnował biegu tylko dlatego, że miał pewność, że ktoś go zastąpi, nie zostawił mnie samego. Ale Markowi powiedzieliśmy, że z nami zaczyna i z nami kończy, i 20 km przed metą do nas dołączył - mówi Marcin.
Trasa biegu upłynęła pod znakiem fatalnych warunków atmosferycznych.

- Pierwszy raz widziałem, żeby grad padał poziomo - śmieje się Marek. - W Berlinie miałem wrażenie, jakby wiatr mnie unosił - dodaje Marcin.

Po drodze zdarzyły się niespodziewane przeszkody.
- Gdy już biegłem z Andrzejem , GPS nas oszukał i natrafiliśmy na naszej drodze na płot. Artur pyta, czy zawracamy? Na szczęście okazało się, że dało się go przeskoczyć i biegliśmy dalej - mówi Grabiński.

Kiedyś pojawi się bariera
Szalone pomysły dwójce przyjaciół, bo chyba można tak ich nazwać, wychodzą doskonale. Dlatego już planują kolejny wyczyn. O szczegółach nie chcą jeszcze mówić. Żartują, że popłyną wpław lub kajakiem.

- Wszystko stoi otworem. Nie ma barier, a jeśli się pojawiają, trzeba je przełamywać. Gdy pokonujesz jedną, pojawia się następna, którą też chcesz przełamać i to człowieka napędza. Na pewno w końcu trafię na barierę, której nie przełamię, ale wtedy wymyślę sobie coś innego i też będę się cieszył - mówi Marcin.

O ile o planowanej na przyszły rok imprezie nie chce mówić, tak bardzo chętnie mówi o amatorskim klubie Mafia Lubliniec.

- Mamy ludzi, mamy pomysły, jesteśmy na etapie formalizacji rejestracji klubu, powstaje status, regulamin itd. Trzeba to wszystko spisać i działać. Proste! - mówi z uśmiechem Grabiński.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lubliniec.naszemiasto.pl Nasze Miasto