Podejrzani zdobyli broń gazową, która dobrze udawała prawdziwą, maskowali twarze i dobrze zastraszali ekspedientki. Najstarszy z ich trójki miał 23 lata i pochodził z Sulmierzyc, najmłodszy ma zaledwie 17 lat i mieszka w gminie Bełchatów. Ale mózgiem całego przedsięwzięcia był 21-letni bełchatowianin. To on za granicą kupił pistolet gazowy, on nabył kominiarkę, on zorganizował forda focusa, którym jeździli "na akcje".
Najpierw, 10 lutego, okradli sklep spożywczy w Łękińsku. Rozegrali to tak: jeden z nich, zamaskowany, wszedł do sklepu i zaczął grozić, że użyje pistoletu, jeśli sprzedawczyni nie odda mu pieniędzy. Kobieta nie namyślała się długo. Oddała napastnikowi dwa tysiące złotych utargu.
Bandyta przed wyjściem ze sklepu jeszcze wystrzelił z pistoletu. Wsiadł do samochodu, w którym czekali kompani, odjechali w siną dal.
Z następnym napadem odczekali niemal miesiąc. 10 marca w Kleszczowie mężczyzna w kominiarce sterroryzował obsługę stacji benzynowej, zabrał z kasy 700 zł. Na pożegnanie znów strzelił z broni gazowej, przed stacją czekał na niego wspólnik.
Po tym napadzie trio się rozzuchwaliło. Do kolejnego doszło już nocą z 13 na 14 marca, w Szczercowie. Scenariusz był podobny, ale sprzedawczyni wykazała się przytomnością umysłu i odwagą. Choć padł strzał z broni gazowej i była przerażona, zdołała zablokować kasetkę z pieniędzmi i schronić się na zapleczu.
Nieudana akcja pomysłowych młodzieńców nie zniechęciła. Kilkanaście godzin później w Bełchatowie przy ul. Czaplinieckiej powtórzyli swój scenariusz. Znów się udało (łup to 900 zł). Ten napad okazał się jednak ostatnim. Specjalna grupa, powołana w bełchatowskiej komendzie, już trzy dni później wiedziała, kto stoi za napadami. Wkrótce do aresztu trafił herszt grupy, potem dołączyła do niego pozostała dwójka.
- Bardzo nas cieszy, że zostali zatrzymani jeszcze w zalążku swojej działalności - tłumaczy Krzysztof Michalski, szef bełchatowskiej komendy.
Jak mówi, trio było coraz bardziej pewne siebie. - Za chwilę straty byłyby większe, mogłaby się pojawić broń palna - dodaje.
Podejrzani zrabowanych pieniędzy nie zamierzali oczywiście przekazywać organizacjom charytatywnym. - Pieniądze były potrzebne na zabawę, na narkotyki, na gry hazardowe - mówi komendant Michalski. - Po prostu nie chciało im się pracować, znaleźli łatwy sposób zdobycia pieniędzy. Udało się raz, potem drugi.
W ostatecznym rozrachunku może ich to drogo kosztować. Grozi im od 3 do 12 lat więzienia.
To już trzecia w tym roku tak spektakularna akcja bełchatowskich policjantów. Dwa tygodnie temu namierzyli kwartet z Zabrza, który przez dwa lata kradł kable ze studzienek telekomunikacyjnych, szkody elektrowni wyniosły 750 tys. zł. Wcześniej zatrzymano warszawską grupę włamywaczy, która działała w Bełchatowie.
Debata prezydencka o Gdyni. Aleksandra Kosiorek versus Tadeusz Szemiot
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?