Dzielnie zniosła padający nad trasą w kanadyjskim Mont Sainte Anne deszcz i w nagrodę założyła tęczową koszulkę dla najlepszej zawodniczki na świecie. Zaszczyt startowania w niej przysługuje przez cały rok.
- Jeśli cokolwiek bardziej liczy się w naszej dyscyplinie, to tylko złoty medal olimpijski - cieszyła się na mecie nasza śliczna kolarka.
To największy sukces Włoszczowskiej w karierze. Ba, to największy sukces w historii kolarstwa górskiego w Polsce! Dodajmy, że krótkiej historii, bo Międzynarodowa Unia Kolarska (UCI) oficjalnie włączyła tę dyscyplinę do kalendarza w 1990 roku, a w programie igrzysk olimpijskich znalazła się sześć lat później.
Za sukcesami zawodników MTB w głównej mierze stoi jedna osoba - trener Andrzej Piątek. Od jedenastu lat to on szkoli Włoszczowską. W sobotę opracował dla niej idealną taktykę.
- Zaraz po śniadaniu wsiadłem na rower i pojechałem obejrzeć trasę. Zrobiła się grząska od deszczu, więc doradziłem Mai, by zaatakowała przed niebezpiecznym, skalistym zjazdem, a na nim zsiadła z roweru i zniosła go na dół - zdradził opiekun polskiej kadry.
To był klucz do sukcesu. Maja zaatakowała na drugiej rundzie, w miejscu, które doradził trener. Przed niebezpiecznym zjazdem brała rower na plecy i schodziła pieszo. - Praktycznie wszystkie zawodniczki się przewracały. Najbardziej żal mi Kanadyjki Pendrel. To moja dobra koleżanka - relacjonowała Polka.
Przewagę nad najgroźniejszymi rywalkami Maja powiększała później z każdym kilometrem, a dodać trzeba, że na początku musiała przesunąć się do czołówki z trzeciego rzędu startowego.
- Już długo przed metą wiedziałem, że zdobędzie złoty medal - mówił trener Piątek.
Ostatecznie Włoszczowska wyprzedziła o 48 sekund broniącą tytułu Rosjankę Irinę Kalentiewą oraz o 52 sekundy Amerykankę Willow Koerber. Siódme miejsce zajęła Anna Szafraniec, tracąc do koleżanki z reprezentacji 2 minuty i 16 sekund.
Złoty medal z Kanady zawiśnie z pewnością w honorowym miejscu gablotki Mai, tuż obok srebrnego krążka z igrzysk w Pekinie. Mistrzostwo świata zawodniczka z Warszawy miała zdobyć już rok temu, jednak szyki pokrzyżował jej makabryczny wypadek na treningu dzień przed zawodami w Canberze.
Tym razem wszystko potoczyło się perfekcyjnie. Począwszy od szczytu formy, który przyszedł w odpowiednim momencie (miesiąc przed mistrzostwami Włoszczowska wygrała zawody Pucharu Świata we Włoszech), a na bardzo mądrze rozegranym wyścigu skończywszy.
- Będę świętować ten sukces na koncercie. Zaprosili nas organizatorzy. Co będą grać? Nie wiem. Wszystko jedno. Chcę uczcić ten dzień. Moment, gdy mijałam linię mety, zapamiętam do końca życia - mówiła Maja po dekoracji.
Zanim Polka udała się na koncert, wzięła udział w konferencji prasowej. "Przed nami mistrzyni świata Maja..." - zaciął się konferansjer przy wyczytywaniu nazwiska. "No spróbuj, spróbuj" - zachęcała go zawodniczka. "...Zloskoska".
- Powinno być Włoszczowska, ale i tak poszło ci nieźle. Jestem oczywiście bardzo szczęśliwa z wygranej, tym bardziej, że na ostatnim okrążeniu bałam się, że nie wytrwam do mety. Złapał mnie skurcz i to w momencie, gdy przed skałami zeszłam z roweru - powiedziała zawodniczka CCC Polkowice. PAP
Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?