Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Andrzej Jarczewski: wróciłem do radiostacji, bo mam ważne zadania do zrealizowania

Redakcja
Z Andrzejem Jarczewskim, od kilku dni na powrót klucznikiem radiostacji, który wygrał w sądzie pracy, rozmawia, Maria Olecha.

Sąd Okręgowy w Gliwicach wyrokiem z 4 lipca przywrócił pana do pracy w Muzeum w Gliwicach. Cieszy się pan z takiego obrotu sprawy?

To taka radość przez łzy. To tak, jakby się pani rozwiodła na półtora roku, a potem nagle okazało się, że rozwód jest nieważny i małżeństwo trwa dalej, a w międzyczasie poznałaby pani kogoś, ułożyła sobie życie na nowo. Sporo się wydarzyło w tym czasie, ja miałem inne zajęcia. Musiałem z czegoś żyć, więc miałem kilka zajęć. Ale generalnie cieszę się.

Czym się pan zajmował?

Napisałem między innymi książkę "Selma i magiczne korale". To lektura, która powstawała długo. Część napisałem jeszcze w okresie internowania, część teraz. Myślę, że całość będzie dla czytelników atrakcyjna. Zaangażowałem się też w organizację referendum w sprawie odwołania prezydenta Frankiewicza.

Dlaczego, pana zdaniem, trzeba zmienić prezydenta w Gliwicach?

Bo dzieje się źle, bo szerzy się patologia i rządzą ludzie niekompetentni. Kultura, na której mi zależy, tej władzy nie obchodzi. Oświatą zajmuje się człowiek, który wcześniej odpowiadał za rabatki i podlewanie kwiatków w mieście (chodzi o wiceprezydenta Krystiana Tomalę, wcześniej szefa MZUK - przyp. red.).

Wrócił pan do pracy w Radiostacji Gliwickiej?

Tak, jestem w pracy. Mam dwa ważne zadania do wykonania: drugie wydanie książki "Prowokado" i wykształcenie następców.

Kiedy wszedł pan na szczyt radiostacji w ramach protestu, mówił mi pan, że bardzo lubi swoją pracę, że radiostacja to pana życie. Właśnie je panu podarowano ponownie?

Niby tak, ale moja radość jest niepełna. Dyrektor muzeum, któremu radiostacja podlega, jest ten sam. To człowiek, z którym się nie zgadzam. Uważam, że nie powinien pełnić tej funkcji.

Dlaczego? Grzegorz Krawczyk czuje kulturę, a dowodzona przez niego placówka odnosi sukcesy, zdobywa nagrody. To mało, pana zdaniem?

Muzeum potrzebuje zaangażowanego fachowca.

Andrzej Jarczewski w czerwcu ubiegłego roku zasłynął na całą Polskę spektakularnym protestem na szczycie Radiostacji Gliwickiej. Zrobił to po tym, jak został zwolniony z pracy w tej placówce. Postanowił w sposób niekonwencjonalny zaprotestować.

Na wieży, która ma 110 metrów wysokości, spędził blisko dwie doby. Trzeciego dnia nad ranem zdjęli go policyjni antyterroryści. Trafił wtedy do Szpitala Psychiatrycznego w Toszku na badania. Wyszedł po kilku dniach. Twierdził, że usiłowano zrobić z niego wariata, by odwrócić uwagę opinii publicznej od ważnych w mieście problemów.

Protest był precyzyjnie zaplanowany. Jarczewski zabrał ze sobą uprząż, kask, plecak z jedzeniem i wodą, a także materac. Na swoim blogu internetowym Jarczewski bardzo dokładnie wyjaśnił w czerwcu 2011 roku, dlaczego zorganizował taką akcję. Napisał tam m.in. o lokalnych kacykach, o kacykozie, czyli chorobie, która zżera polskie samorządy, zwłaszcza te, gdzie prezydenci rządzą od bardzo wielu lat (Zygmunt Frankiewicz, prezydent Gliwic, swoją funkcję nieprzerwanie od 1993 roku).

O swoje prawa postanowił zawalczyć w sądzie pracy. Sąd Okręgowy w Gliwicach wydał wyrok na jego korzyść. MAO

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gliwice.naszemiasto.pl Nasze Miasto