Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Antyterroryści zdjęli Andrzeja Jarczewskiego z Radiostacji w Gliwicach. Trafił do szpitala w Toszku

JH, MAO, OW, MAKI,ivan
fot. Marzena Bugała
Andrzej Jarczewski już na ziemi! W środę, 8 czerwca nad ranem zdjęli go antyterroryści. W piątek opuścił szpital w Toszku. Przypominjmy: zwolniony w ubiegłym roku kustosz gliwickiej Radiostacji, wszedł w poniedziałek, 6 czerwca rano na sam czubek gliwickiej Radiostacji, oflagował się i protestował przeciwko bezprawnemu, jego zdaniem, zwolnieniu z pracy. Domagał się przywrócenia na stanowisko. Kilka dni temu klucznik gliwickiej Radiostacji przyszedł na rozprawę sądową (chodzi o odwołanie w sprawie zwolnienia z pracy – dop. red.) w szlafroku. Twierdził, że niektórzy chcą z niego zrobić wariata. Gdyby więc trafił do szpitala, niezbędne przedmioty będzie miał ze sobą. W środę nad ranem mężczyznę z masztu ściągnęli antyterroryści.


Aktualizacja, godz. 18.36
Andrzej Jarczewski twierdzi, że jest zdrowy. - Lekarze nie dopatrzyli się u mnie znamion choroby psychicznej - mówi były wiceprezydent Gliwic.

Zapytany o plany na przyszłość odpowiada, że musi się wyciszyć i ułożyć w głowie wydarzenia ostatnich dni.

- Na pewno będą następne happeningi. Może nie tak spektakularne i nie tylko związane z moją osobą, ale będzie głośno - zapowiada były klucznik Radiostacji Gliwickiej.

Podkreśla, że swój główny cel osiągnął: zainteresował opinię publiczną w całej Polsce problemem psującego się, jego zdaniem, ustroju w samorządach.

- Odbieram telefony poprarcia od zupełnie obcych ludzi. Docierają do mnie informacje o tym, że ludzie chcą się przyłączyć do walki z "kacykozą" - opowiada Jarczewski.

Tymczasem dr Anna Rusek, dyrektor Szpitala Psychiatrycznego w Toszku, mówi, że Jarczewskiego zbadali biegli psychiatrzy z zakresu medycyny sądowej. W szpitalu mógł przebywać do 10 dni. Jarczewski spędził niespełna trzy dni.

- W przypadku, kiedy ktoś trafia do szpitala psychiatrycznego bez swojej zgody, ponieważ istnieje uzasadnione podejrzenie, że występują u tej osoby zaburzenia psychiczne i stanowi ona zagrożenie dla swojego zdrowia lub życia i zdrowia lub życia otoczenia, wtedy taką osobę można trzymać w szpitalu do 10 dni - tłumaczy Anna Rusek.

Aktualizacja, godz. 15.45
Andrzej Jarczewski jest już w domu. Żona odebrała go ze szpitala w Toszku. Były wiceprezydent jest w dobrym nastroju.


Aktualizacja, godz. 13.45
Andrzej Jarczewski ma dzisiaj o godz. 15 opuścić Szpital Psychiatryczny w Toszku. Jak informuje Katarzyna Lisowska, która od początku wspierała byłego wiceprezydenta Gliwic w jego proteście, mężczyzna przeszedł badania. Odmówił przyjmowania leków.

Halina Jarczewska, jego żona, powiedziała naszej reporterce, że mąż czuje się dobrze.

- Odbieram dzisiaj po południa męża ze szpitala. Taka była procedura, został przebadany i wrócimy do domu - mówi Jarczewska.

Przypomnijmy, że do toszeckiego szpitala Jarczewski trafił w środę rano po tym, jak z Radiostacji Gliwickiej ściągnęli go policyjni antyterroryści.

Podkom. Marek Słomski, rzecznik gliwickiej policji, tłumaczył dziennikarzom, że dowódca akcji pod wieżą stracił kontakt z Jarczewskim, dlatego zdecydował o interwencji.

Znajomi Jarczewskiego mówią, że mężczyzna po prostu spał. - Była godz. 4.40, więc to chyba naturalne, że zasnął? - mówi Katarzyna Lisowska.



Aktualizacja, godz. 8.10
Radni gliwickiej Platformy Obywatelskiej zwrócili się z apelem do prezydenta Zygmunta Frankiewicza o elementarne zrozumienie i zainteresowanie się sprawą Andrzeja Jarczewskiego. Chcą, aby dawny klucznik Radiostacji Gliwickiej został przywrócony do pracy.

Jarczewski, który na drewnianej wieży protestował niespełna dwie doby, przebywa na obserwacji w Szpitalu Psychiatrycznym w Toszku. Przechodzi badania psychologiczne i psychiatryczne. Pozostanie w szpitalu jeszcze kilka dni.

Jego żona, Halina Jarczewska, podkreśla, że mąż jest w dobrej formie. Zapowiada, że nie da za wygraną i będzie walczył w sądzie pracy o przywrócenie do pracy w Muzeum w Gliwicach. Kolejna rozprawa ma się odbyć 27 czerwca.

Tymczasem jak się dowiedzieliśmy, Jarczewski dostał skierowanie na badania psychiatryczne już 3 września 2010 roku. Mimo siedmiokrotnie wyznaczanych wizyt, były wiceprezydent Gliwic badań nie zrobił.



Aktualizacja 12.10
Antyterroryści ściągnęli Jarczewskiego w wieży, kiedy spał. Nie stawiał oporu. Mężczyzna nie został przywrócony do pracy. Jak się dowiedzieliśmy, rozmawiał już z lekarzem w Szpitalu Psychiatrycznym w Toszku. Jest w dobrym humorze.

- Liczy na to, że nie zrobią z niego wariata - mówi Marek Berezowki, który wspierał protest Jarczewskiego na radiostacji. - Jarczewski sam z siebie nie zszedłby z platformy radiostacji. Do zejścia można go było skłonić tylko przywróceniem do pracy. Wybrano opcję antyterrorystów - podkreśla Berezowski.

Przyjeciele byłego wiceprezydenta Gliwic spotkają się dzisiaj o godz. 16 pod Urzędem Miejskim w Gliwicach. Pojadą odwiedzić Jarczewskiego w szpitalu.


Aktualizacja 11.36
27 czerwca Andrzej Jarczewski powinien się pojawić na kolejnej rozprawie w sądzie pracy. Na poprzedniej, która odbyła się 2 czerwca, pojawił się w szlafroku twierdząc, że chcą zrobić z niego wariata, więc będzie przygotowany. Z sali rozpraw wyszedł trzaskając drzwiami.

- Powód utrudnia postępowanie przed sądem swoim zachowaniem - mówi sędzia Tomasz Pawlik, rzecznik Sądu Okręgowego w Gliwicach.


[Aktualizacja 10.40]
Andrzej Jarczewski przebywa w Szpitalu Psychiatrycznym w Toszku. Przejdzie badania, na które prawdopodobnie skierował go gliwicki sąd.
Przyjaciele byłego prezydenta Gliwic wspierają go i uważają, że jego akcja protestacyjna była potrzebna.

- To nie jest wariat tylko inteligentny, wrażliwy człwoiek, któremu zależy na tym mieście - mówi Katarzyna Lisowska. - Swoją akcją chciał zwrócić uwagę na to, co się dzieje w polskich samorządach, nie zgadzał się na pogarszającą się jakość demokracji samorządowej w Polsce - podkreśla Lisowska.


Grupa antyterrorystów zdjęła Jarczewskiego z radiostacji o godz. 4.40.

- Nie było z nim kontaktu. Mężczyzna nie reagował na próby kontaktu z nim, więc policjanci wspięli się do niego na górę - relacjonuje podkom. Marek Słomski, rzecznik gliwickiej policji.

Jak dodaje, Jarczewskie nie stawiał oporu. Pozwolił się zabrać z Gliwickiej Radiostacji na ziemię.

Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że został odwieziony do Szpitala Psychiatrycznego w Toszku.



Aktualizacja godz. 22.24
Andrzej Jarczewski stracił łączność ze światem. Odcięto mu zasilanie w gniazdkach z wieży, skąd czerpał prąd. Przyjaciele zapowiadają, że będą wspierać jego protest.


Aktualizacja godz. 11.43
Michał Jaśniok, gliwicki radny, opublikował na swoim profilu na facebooku swoje spostrzeżenia na temat trwającego protestu Andrzeja Jarczewskiego. Opatrzył je tytułem „Kacykoza jest poważnym problemem".

Od wczoraj trwa akcja protestacyjna Pana Andrzeja Jarczewskiego. „Człowiek na wieży” pisze na swojej stronie internetowej: „Jedynym żądaniem, jakie stawiam prezydentowi miasta, Zygmuntowi Frankiewiczowi, jest przywrócenie mnie do pracy na standardowych zasadach”. Jednocześnie informuje: „oczywiście złożyłem odwołanie do sądu pracy”. Dodatkowo uzasadnia protest słowami: „źle się dzieje w polskich samo­rządach, prze­kształ­ca­nych stop­niowo w pry­watne folwarki aktual­nych kacyków”.

Oczekiwania Pana Andrzeja Jarczewskiego są właśnie takie, że prezydent wyciągnie telefon, zadzwoni gdzie trzeba, najlepiej do dyrektora wskazanej instytucji, postawi do pionu sędziego lub ewentualnie skoryguje przyszły wyrok sądowy i zagwarantuje miejsce pracy w jednostce miejskiej. Powodem tego działania miałby być fakt, że protestujący jest byłym radnym. Bez znaczenia dla protestującego jest fakt, że prezydent nie jest dyrektorem Muzeum, a także, że toczy się niezależne postępowanie sądowe m.in. w tej właśnie sprawie.

Znam Pana Andrzeja Jarczewskiego od wielu lat i – o czym wiele razy mówiłem – bardzo szanuję Go za dotychczasowe dokonania, intelekt i charyzmę. Wiele osób, w tym ja także, chciałoby mu pomóc, ale wiele osób wie także, że oczekiwanie na działanie charakterystyczne dla czasów PRL nie nastąpi. Pan Andrzej Jarczewski z pogardą wypowiada się o Rzeczniku Praw Obywatelskich i sądach powszechnych, ale nie pozostaje nic innego, jak czekać na rozstrzygnięcie sporu, który toczy się przed tymi właśnie instytucjami.

Nie ukrywam, że niepokoję się o przebieg 11 czerwca, czyli dnia, w którym „uczestnikom Industriady zapewni mocno rozrywkowy finisaż” - pisze Michał Jaśniok.

Aktualizacja godz. 11:02

Żona Andrzeja Jarczewskiego, Halina Jarczewska, podkreśla, że mąż jest zdeterminowany. - Jeśli zapowiedział, że efektownie zejdzie dopiero 11 czerwca, to tak zrobi - mówi Jarczewska.
Co oznacza stwierdzenie, że były wiceprezydent chce swój protest zakończyć w efektowny sposób? Tego przebywający na Radiostacji Gliwickiej kustosz wyjaśnić nie chce.

Aktualizacja, godz. 9.48
Wokół Radiostacji można spodziewać się utrudnień komunikacyjnych. Policja nie wpuszcza nikogo na teren okalający wieżę. – Chcemy mieć pewność, pojazdy służb ratunkowych będą miały możliwość przejazdu. Swobodny dojazd jest do pobliskich domów i restauracji.


Aktualizacja, godz. 9.40
Katarzyna Lisowska, która wspiera protest Jarczewskiego, poinformowała, że byłemu wiceprezydentowi odcięto prąd na wieży. Oznacza to, że gdy bateria w telefonie mu się rozładuje, nie będzie z nim żadnego kontaktu.


Aktualizacja, godz. 9.20
Marek Słomski, rzecznik gliwickiej policji, mówi, że Jarczewski nie łamie prawa, dlatego siłą nikt go nie będzie zdejmować. Policjanci nie dają jednak za wygraną i będą go nadal przekonywać do zejścia z wieży.


Aktualizacja, godz. 7.55
Andrzej Jarczewski nadal przebywa na podeście gliwickiej Radiostacji. Na miejscu całą noc dyżurowało także trzech strażaków. Jak mówi Dariusz Mrówka, rzecznik gliwickich strażaków, sytuacja jest dynamiczna i w każdej chwili może się zmienić. Strażacy mają m.in. skokochron, a strażacki wóz ma drabinę. Tyle, że sięga ona 30 metrów. Natomiast były klucznik Radiostacji przebywa na wysokości ponad 100 metrów nad ziemią.

- Strażacy są przygotowani na niesienie pomocy. Natomiast ze strony człowieka z wieży nie ma chęci do współpracy. Gdy zbliżaliśmy się do niego, groził skokiem. Sprzęt, którym dysponujemy nie jest też przygotowany by korzystać z niego skacząc z takiej wysokości na jakiej przebywa pan Jarczewski. Żeby nie zrobić sobie krzywdy, taki skok musi być przede wszystkim oddany świadomie - podkreśla Dariusz Mrówka.



Aktualizacja 17.28
Andrzej Jarczewski zszedł do połowy Gliwickiej Radiostacji na bezpieczniejszą platformę. Jak mówi, to na wypadek, gdyby faktycznie rozpętała się burza, bo na Gliwicami zebrały się czarne chmury i zaczęło miejscami padać. Jarczewski zapowiada, że na dół przed 11 czerwca nie zejdzie.


Aktualizacja, godz. 16.25
Pod radiostacją pojawiło się kilka osób z hasłami poparcia dla Andrzeja Jarczewskiego. Są wśród nich Marek Berezowski, były radny PiS i związana ze Stowarzyszeniem Gliwiczanie dla Gliwic Katarzyna Lisowska, która w wyborach samorządowych w 2010 roku kandydowała na prezydenta Gliwic. Oboje twierdzą, że były klucznik słusznie próbuje walczyć z polityką prowadzoną przez miasto. - To intelignetny, oddany miastu człowiek, a nie wariat. Ma odwagę głośno wyrażać swoje zdanie - mówi Katarzyna Lisowska.


Aktualizacja, godz. 14.25
Grzegorz Krawczyk, dyrektor Muzeum w Gliwicach swoje oświadczenie w sprawie Andrzeja Jarczewskiego odczytał w siedzibie placówki, w Willi Caro. Jak napisał:

„Jednym z prawdopodobnych powodów manifestacji rozpoczętej w dniu dzisiejszym przez Pana Andrzeja Jarczewskiego jest fakt wypowiedzenia mu w dniu 9 grudnia 2010 umowy o pracę zawartej na czas nieokreślony. Okres trzymiesięcznego wypowiedzenia upłynął w dniu 31 marca. Z uwagi na ochronę danych osobowych nie podam informacji jakie konkretnie przyczyny legły u podstaw wypowiedzenia stosunku pracy Panu Andrzejowi Jarczewskiemu. Mogę jedynie oświadczyć, że przyczyny te były rzeczywiste, konkretne i uzasadniające wypowiedzenie umowy o pracę w świetle obowiązujących norm prawa pracy.
Obecnie przed sądem Pracy w Gliwicach toczy się postępowanie z powództwa Pana Andrzeja Jarczewskiego o przywrócenie do pracy w Muzeum w Gliwicach.
Ostatnia rozprawa odbyła się 2 czerwca 2011 r. Kolejny termin został wyznaczony na poniedziałek 27 czerwca. 2011 roku.
W dniu dzisiejszym odbyło się coroczne posiedzenie Rady Muzeum w Gliwicach. Rada obradująca pod przewodnictwem prof. Wojciecha Kowalskiego jednogłośnie przyjęła sprawozdanie z dzialalności Muzeum w 2010 roku oraz zaaprobowała plan programowy na rok 2012".

Grzegorz Krawczyk pytany o wątki widniejące na stronie internetowej Andrzeja Jarczewskiego, a dotyczące jego osobistych relacji z jedną z pracownic Urzędu Miasta stwierdził, że ich ocenę pozostawia sądowi.


Aktualizacja, godz. 13.40
Naszej reporterce ponownie udało się dodzwonić do Andrzeja Jarczewskiego.

- Będę tu siedział, dopóki nie przywrócą mnie do pracy. Cudów się nie spodziewam, ale nie dam się przekonać, żeby zejść. Jestem tu tylko z powodów zawodowych. Ktokolwiek twierdzi, że chodzi o osobiste sprawy, jest świnią - twierdzi.

- Całe życie protestowałem przeciwko złemu systemowi i robię to nadal. W PRL-u byłem znany z działalności opozycyjnej, myślałem, ze w demokracji nie trzeba będzie protestować, ale jest inaczej. Zwolnienie mnie z pracy uważam za element polityki władz miasta. Nie ma to nic wspólnego z moim niewywiązywaniem się z obowiązków służbowych - dodaje Jarczewski.

Zapewnia, że jest przygotowany na kilkudniowy pobyt na wieży - ma jedzenie, picie, śpiwór. - Burzy się nie boję - zapewnia.


Aktualizacja, godz. 13.10
Marek Berezowski, były radny powiedział, że Andrzej Jarczewski zadzwonił do niego po raz pierwszy dziś wcześnie rano. – Prosił o rozesłanie w sieci adresu internetowego swojej strony, na której wyłuszcza wszystkie powody swojej decyzji – mówi Marek Berezowski. – Wiem, że mnóstwo ludzi popiera jego decyzję i solidaryzuje się z nim. Mnie pozostaje zadać tylko pytanie: kto będzie następny?

Według Marka Berezowskiego, Andrzej Jarczewski na szczycie Radiostacji ma prąd i bez przeszkód może m.in. ładować komórkę.

Aktualizacja, godz. 12.55
Faktycznie, naszej reporterce, która jest pod radiostacją, pod kilku godzinach prób, udało się połączyć z Andrzejem Jarczewskim. Wiatr bardzo utrudniał im rozmowę. Jarczewskiemu udało się jedynie przekazać, że wejście na wieżę jest jego osobistym protestem związanym ze zwolnieniem go z pracy. Po chwili połączenie się urwało.

Aktualizacja, godz. 12.55
Profesor marek Berezowski z Politechniki Śląskiej zareagował na informację o braku kontaktu z Andrzejem Jarczewskim.

- Kłamstwo i prowokacja! Osobiście rozmawiałem z Andrzejem Jarczewskim kilka razy dzisiaj przez tel. komórkowy, ostatnio 5 min. temu - napisał w mejlu do redakcji.


Aktualizacja, godz. 12.05
Żona byłego wiceprezydenta, Halina Jarczewska, która przyjechała na miejsce, powiedziała naszej reporterce, że jest zaskoczona zachowaniem męża. Rano mąż zadzwonił do niej mówiąc, że jest na szczycie i chce tam zostać do soboty. Halina Jarczewska jest przekonana, że jej mąż nie zejdzie wcześniej z wieży niż zaplanował.

Grzegorz Krawczyk, dyrektor muzeum prawdopodobnie zamiast pisać oświadczenie, osobiście przyjedzie na miejsce.


Aktualizacja, godz. 11.50
- Miasto nie będzie komentować tej sytuacji - mówi Marek Jarzębowski z UM w Gliwicach.

Grzegorz Krawczyk, dyrektor muzeum, zapowiedział, że niebawem wyda oświadczenie pisemne dla dziennikarzy.

Według mieszkańców zachowanie Jarczewskiego to akt desperacji, który nie przyniesie mu rezultatu. Ich zdaniem nie zostanie przywrócony do pracy.

- To dobry, spokojny, inteligentny człowiek, któremu pokomplikowało się życie prywatne i zawodowe - twierdzi pani Krystyna, sąsiadka Jarczewskiego od 27 lat.


Aktualizacja, godz. 10.30
Andrzej Jarczewski ma przy sobie jedzenie i picie, jak również śpiwór.

Nie ma z nim kontaktu, dlatego policyjni negocjatorzy będą niebawem wspinać się do niego po drewnianej konstrukcji wieży.

Rok temu Jarczewski protestował przeciwko zamknięciu oddziału Odlewnictwa Artystycznego


Pod Radiostacją jest już straż miejska i policja, w tym policyjny negocjator.

„Data rozpoczęcia mojego protestu faktycznie wygląda trochę diabelsko i trochę anielsko, ale to przypadek. Otóż – bez względu na pogodę – muszę być TAM rano 6 czerwca, bo tego dnia odbędzie się doroczne posiedzenie Rady Muzeum w Gliwicach, której głównym ustawowym zadaniem jest sprawowanie nadzoru nad wypełnianiem przez Muzeum powinności wobec zbiorów i społeczeństwa" – tak Jarczewski uzasadnia swój protest na swej stronie internetowej.

Andrzej Jarczewski kustoszem Radiostacji był od 2005 roku. Jego spór z dyrektorem Muzeum w Gliwicach, któremu podlega także Radiostacja zaczął się od krytyki przenosin Oddziału Odlewnictwa Artystycznego z GZUT-u do Nowych Gliwic. Krawczykowi, pełniącemu także funkcję dyrektora ds. ekonomicznych w Gliwickim Teatrze Muzycznym zarzucił m.in. nieznajomość spraw muzealnych. Jarczewski pełnił wówczas funkcję radnego i o jego ewentualnym odwołaniu musieliby zadecydować radni. Na forum publicznym Jarczewski nazwał Grzegorza Krawczyka m.in. osobą niepiśmienną i kulturalnym analfabetą. Za krytykę w internecie dyrektor Muzeum pozwał Jarczewskiego z oskarżenia prywatnego do sądu.

Na swej stronie internetowej Andrzej Jarczewski nie szczędzi także krytyki prezydentowi Zygmuntowi Frankiewiczowi oraz Markowi Jarzębowskiemu, jego rzecznikowi oraz naczelnemu Miejskiego Serwisu Informacyjnego.

Przełożeni Jarczewskiego, jak twierdzi nie mieli merytorycznych uwag dotyczących jakości wykonywanej przez Jarczewskiego pracy, a on sam zbierał liczne nagrody i wyróżnienia. Nowo wybrana rada zgodziła się na jego odwołanie, gdy klucznika przestał chronić immunitet radnego.

Na swej stronie internetowej Jarczewski dodaje: „16 czerwca kończą mi się uprawnienia do pracy na wysokości, a skoro od innych, nawet od Sądu, wymagam nie tylko przyzwoitości, ale i szacunku dla prawa, to sam nie mogę prawa łamać. Z kolei zakończenie (efektowne!) protestu przewiduję na 11 czerwca, kiedy to cały Szlak Zabytków Techniki wraz z Radiostacją świętować będzie drugą INDUSTRIADĘ. Tak więc – jeżeli mam na górze dotrwać do 11 czerwca – nie mogę zaczynać za wcześnie, bo nie dam rady wnieść naraz tyle wody, żeby przeżyć tam dziesięć dób. Może pomogłyby mi deszcze, ale o tej porze roku deszczom towarzyszą mniej sympatyczne atrakcje. Jedno piorunobicie wprawdzie na szczycie przeżyłem, ale to było w bajce, a teraz to dzieje się naprawdę! Wieża nie jest dobrą noclegownią dla 60-latków."

Bajeczne iluminacje gliwickiej Radiostacji [ZDJĘCIA]

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gliwice.naszemiasto.pl Nasze Miasto