Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Babcia kochana jak mama

Joanna Heler
Nie robię nic wielkiego – mówi skromnie Mariola Raczkowska, która stała się rodziną zastępczą dla córek swego syna. Mikołaj Suchan
Nie robię nic wielkiego – mówi skromnie Mariola Raczkowska, która stała się rodziną zastępczą dla córek swego syna. Mikołaj Suchan
Mariola Raczkowska dla swych wnuczek, trzyipółletnich bliźniaczek Zuzi i Mai, zrezygnowała z pracy zawodowej i, jak przyznaje, nieco zaniedbała własne dzieci.

Mariola Raczkowska dla swych wnuczek, trzyipółletnich bliźniaczek Zuzi i Mai, zrezygnowała z pracy zawodowej i, jak przyznaje, nieco zaniedbała własne dzieci. Na szczęście są one na tyle dorosłe, że potrafiły pogodzić się z faktem, że ich mama rozciągnęła swą miłość na córeczki ich najstarszego brata.

Ciąża Oli, dziewczyny Łukasza to była wpadka. Ona miała 17. lat, mój syn 21. Nie była to ani ciąża wychuchana, ani wyczekiwana. Ola zaniedbywała wizyty u lekarza, więc gdy okazało się, że nosi pod sercem dwójkę dzieci dla wszystkich było to zaskoczeniem. Dziewczynki urodziły się w szóstym miesiącu ciąży, ważąc po 750 i 850 gramów. Zuzia, której stan oceniono jako lepszy, została przewieziona na oddział patologii katowickiej kliniki. Mai nawet bano się ruszać z Gliwic, jej życie, zdaniem lekarzy, wisiało na włosku. Uciekała lekarzom kilka razy, ale udało się ją uratować. Dziś Majeczka jest pogodnym, chociaż nadpobudliwym dzieckiem. Natomiast Zuzia, choć to dla niej rokowania były bardziej pomyślne, cierpi na czterokończynowe porażenie mózgowe. Na szczęście intelektualnie jest sprawna – mówi pani Mariola, klęcząc między dwiema dziewczyneczkami raz po raz raz proszącymi babcię a to o batona, a to o pomoc w narysowaniu stworka.

Ola i Łukasz próbowali żyć jak normalna rodzina. Przez kilka miesięcy mieszkali u rodziców pani Marioli. Trudno im było jednak podołać wychowawczym obowiązkom. Między nimi zaczęło zgrzytać. Pani Mariola miała wówczas swoje problemy. Była po rozwodzie i została bez środków do życia. Próbowała ratować związek syna. Tym bardziej, że mama Zuzi i Mai oświadczyła, że Łukasz nie jest ich ojcem.
– Byłam wówczas z niego dumna, bo walczył o uznanie ojcostwa. Okazało się, że zgodnie z polskim prawem ojciec nie może wnosić o jego ustalenie! Pojechaliśmy szukać pomocy w Stowarzyszeniu Praw Ojca. Mój syn usłyszał, żeby dał sobie spokój. Powiedziano mu: chłopie, jesteś młody, możesz mieć jeszcze niejedno dziecko, co do którego będziesz miał pewność, że jest na pewno twoje – wspomina pani Mariola.

Zuzia i Maja kręcą się w tym czasie wokół ukochanej babuni. Zuzia przesuwając się na kolanach chwyta tubkę kleju i używa jej na ustach pani Marioli jak szminki. Majeczka nie może się zdecydować, czy chce oglądać „Shreka”, czy bajkę o Franklinie. Pani Mariola włącza telewizor i mówi, że gdyby tylko dziewczynki zobaczyły w nim kulinarny program z Pascalem Brodnickim, podobnym do pana Łukasza, natychmiast zaczęłyby wykrzykiwać: – Babciu, tata jest w telewizji!

Pan Łukasz za swą Olą wyjechał do Londynu. Do Polski zagląda rzadko, ostatnio spędził kilka dni podczas Bożego Narodzenia. Dziewczynki na jego widok ucieszyły się, ale jak mówi ich babcia, podobnie przyjaźnie reagują na każdą osobę nawet przez chwilę poświęcającą im uwagę. Gdy Łukasz podjął decyzję o wyjeździe, Mariola Raczkowska długo zastanawiała się, jak powinna postąpić. Pomogły długie rozmowy z psycholog Aleksandrą Straszak z Ośrodka Pomocy Społecznej. Z jednej strony miała bowiem przeczucie, że decydując się na przejęcie opieki nad dziewczynkami zdejmuje balast z ramion swego dziecka. Czy powinna jednak zastąpić swym wnuczkom mamę i tatę w jednej osobie? Pani Mariola ma prawie 50 lat, a wieczny nikt nie jest. Widziała, że młodzi psychicznie nie są przygotowani do bycia rodzicami. Dziś ze zdziwieniem przytacza słowa swego syna podkreślającego, jak dużo pieniędzy dostają rodzice niepełnosprawnych dzieci w Wielkiej Brytanii. Bo przecież nie tylko o pieniądze w tym wszystkim chodzi!

– Dzień Zuzi zaczyna się o szóstej rano od rozłożenia mat, na których ćwiczy. Cztery godziny spędza w Gliwickim Ośrodku Adaptacyjno-Rehabilitacyjnym, gdzie ma opiekę logopedy, fizjoterapeuty i psychologa. Wizyty w GOAR–ze dwa razy w tygodniu to, moim zdaniem, zbyt mało. Płacę więc dodatkowo za rehabilitację. Dokładnie 28 grudnia Zuzia zrobiła na specjalnym podeście swe pierwsze kroki! Wiele matek płacze widząc pierwsze kroki swego zdrowego dziecka. Ja zareagowałam tak samo – przyznaje pani Mariola.

Całe życie pani Marioli kręci się dziś wokół dziewczynek. Turnusy rehabilitacyjne, pobyty w szpitalu, zajęcia z dogoterapii, a to wszystko przy braku samochodu i mieszkaniu na trzecim piętrze bez windy. Na szczęście opłaty za część rachunków wzięli na siebie jej rodzice. Oli przydałby się kosztujący 50 tys. schodołaz, czyli przypinane do poręczy schodów specjalne krzesełko oraz podest ze stopniami umieszczonymi na różnej wysokości. Dla swych wnuczek pani Mariola tworzy rodzinę zastępczą, ale nie jest dla nich prawnym opiekunem. Czy zdecydowałaby się oddać dziewczynki swemu synowi? – Musiałby mi udowodnić, że jest człowiekiem odpowiedzialnym – mówi z przekonaniem Mariola Raczkowska.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gliwice.naszemiasto.pl Nasze Miasto