Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Bezkrwawe łowy na toszeckim zamku ZOBACZ ZDJĘCIA

JH
Naturalnej wielkości dzikie zwierzęta pojawiły się w weekend wokół toszeckiego zamku. Co prawda gumowe, ale strzelający do nich łucznicy zachowywali się zgodnie z zasadami sztuki łowieckiej. Jak strzelać to najlepiej w samo serce, bo to gwarantuje najwięcej punktów. Bezkrwawa, na szczęście, rywalizacja toczyła się w ramach III rundy Pucharu Polski w Łucznictwie Terenowym, a uczestniczyło w niej 120 łuczników nie tylko z Polski, ale także z Czech i Słowacji.

Wyposażeni w łuki, kołczany i lornetki mieli do przemierzenia około 3 kilometrową trasę wokół zamku. Pełną uskoków, pagórków i chaszczy.

– Ten sport sięga do najbardziej pierwotnych instynktów, ale z tej racji że jest bezkrwawy propaguje rozrywkę dla osób w każdym wieku. I proszę spojrzeć, jak dobrze radzą sobie najmłodsi – zachwalał Grzegorz Kamiński, sędzia i koordynator sportowej imprezy, na co dzień prowadzący skupiającą 45 dzieci drużynę łuczniczą na toszeckim zamku.
Łucznicy startowali w różnych kategoriach, w zależności od tego, jaki mieli sprzęt. A ten był różnorodny. Można było podziwiać zarówno łuki bloczkowe z celownikami. Wypuszczane z nich strzały mogą pokonać nawet odległość 115 metrów na sekundę. Do dawnych czasów nawiązywały z kolei łuki tradycyjne, z orientalnymi wzorami. 


– Łucznictwo stało się w Polsce modne 5 lat temu. Za tradycyjny łuk trzeba zapłacić około 300 złotych. Dobry łuk bloczkowy można już kupić za 1500 złotych. Trzeba tylko zwrócić uwagę z czego wykonana jest cięciwa, bo ta stalowa może zrobić krzywdę. To praktycznie sprzęt na lata. Na bieżąco trzeba jedynie kupować strzały. Chyba, że się trafia do celu – żartuje sędzia Arkadiusz Gondro. 


W zależności od używanego łuku, gumowe zwierzęta są ustawiane w odległości do 45 metrów. Zawodnicy dokładnej odległości jednak nie znają. W Polsce, w przeciwieństwie do Czech, łucznicy nie mogą polować na żywą zwierzynę. Tam na celownik łucznicy obierają np. muflony czy indyki. Za odstrzał trzeba zapłacić około 400 złotych. 
Weekendowa impreza zgromadziła na toszeckim zamku nie tylko łuczników, ale i kibicujących im najbliższych. Wszyscy chwalili nie tylko urokliwą scenerię, ale i doskonałą organizację imprezy. 


– Mąż łucznictwem zainteresował się ze 20 lat temu. Potem miał przerwę i na dobre wrócił do niego z pięć lat temu. Jeśli chodzi o sprzęt – jestem na bieżąco. Mąż na bieżąco informuje mnie, że pojawił się lepszy kołczan, strzały, a nawet buty. I tych strojów to ma teraz z pięć – mówi Elżbieta Niedźwiecka z Wrześni. 
Na toszeckim Pucharze Polski honoru bronili najmłodsi podopieczni Grzegorza Kamińskiego. To m.in. zdobywca złota z poprzednich imprez – Filip Bartoszek oraz srebrny medalista Kamil Zuber. 


emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Nie tylko o niedźwiedziach, które mieszkały w minizoo w Lesznie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gliwice.naszemiasto.pl Nasze Miasto