Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Dworzec PKP w Biskupicach był największy w Zabrzu. Miał 4 perony, a w rozkładzie było 240 pociągów!

Maria Olecha
Maria Olecha
Dla dawnych kolejarzy dworzec PKP w Biskupicach był drugim domem. Stacja ma zostać wyburzona. Przez rok pracował tutaj również nasz redakcyjny kolega Andrzej Azyan.

To była ciężka i odpowiedzialna robota, ale lubiłem ją. Jako kawaler mieszkałem na pierwszym piętrze budynku, więc do pracy miałem blisko – uśmiecha się Stefan Załęski, który na dworcu PKP w Biskupicach przepracował 34 lata. – Serce boli, że ten budynek będzie zrównany z ziemią – dodaje mężczyzna.

Pan Stefan był starszym nastawniczym. To on decydował, które pociągi mogą na stację wjechać, na którym torze powinny się zatrzymać i odwrotnie: skąd powinny wyjechać, by bezpiecznie dotrzeć do celu.

– Musiałem sprawdzić, czy tor jest wolny, a dyżurny, który mnie informował, że pociąg ma wjechać, żądał ode mnie potwierdzenia przyciskiem – opowiada Załęski.

W czasach PRL-u stacja w Biskupicach była największą w Zabrzu. Dworzec miał cztery perony (dwa północne i dwa południowe) i 25 torów (6 torów północnych i 19 torów południowych). Na dworcu pracowało około 120 osób.

Władysław Nurkowski na biskupickiej stacji przepracował aż 37 lat. Zanim został starszym nastawniczym, pracował jako manewrowy, zwrotniczy i nastawniczy. Jak opowiada, na spokój w tej pracy nie można było liczyć.

– A to lokomotywa się przewróciła, bo przyjęto pociąg na zajęty tor, a to okazało się, że jest jakaś usterka torów – wspomina pan Władysław.

Kiedy zepsuły się tory, do akcji wkraczał Mirosław Kowalski, dawny toromistrz. To od jego umiejętności i doświadczenia zależało, jak szybko wstrzymane pociągi powrócą na tory.

– Usterki były niemal każdego dnia. Musiałem sprawnie je usuwać – mówi Mirosław Kowalski, który na biskupickiej stacji pracował przez pięć lat.

Kolejarze pracowali na zmiany 12-godzinne lub 24-godzinne. Po 12 godzinach pracy dobę odpoczywali, po całodobowej służbie - 48 godz.

Budynek dworca PKP w Biskupicach wzniesiono w 1872 roku. Symetryczna budowla nie wyróżniała się niczym szczególnym. Na ścianie głównej była rozeta, elementem dekoracyjnym była ceglana fasada, a w środku znajdowały się piece kaflowe.

Dziś obiekt jest ruderą grożącą zawaleniem. Na jej ścianach są napisy: „Uwaga! Grozi śmiercią!”. Aż trudno uwierzyć, że w latach 60., 70. czy 80. XX wieku w rozkładzie jazdy tej stacji było około 240 pociągów. Mieszkańcy mogli dojechać do Bytomia, Gliwic, Brynku, Tarnowskich Gór, Pyskowic, Wrocławia, a nawet Dęblina.

– Pociągi z węglem i koksem jechały na eksport do Gdańska, Gdyni, a także Finlandii i NRD – opowiada Władysław Nurkowski.

Na każdej zmianie kolejarzy na biskupickim dworcu zatrzymywało się od 90 do 100 pociągów zarówno osobowych, jak i towarowych. Z Biskupic wyjeżdżały składy załadowane węglem z kopalni: Pstrowski, Rokitnica i Miechowice, koksem i drewnem z tartaku w Biskupicach.

– Wyruszały stąd również marszruty, czyli pociągi, które miały 40-50 wagonów załadowanych węglem. Cały skład jechał w jedno miejsce - tłumaczy Stefan Załęski. – Jeden pociąg mógł przewieźć 3,5 tysiąca ton węgla, a takie pociągi wyjeżdżały z Biskupic często, bo co dwie godziny – podkreśla dawny kolejarz.

Na dworcu w Biskupicach pracował również przez rok nasz redakcyjny kolega Andrzej Azyan.

– Pracowałem tutaj zaraz po maturze od 1 września 1965 roku do 31 sierpnia 1966 roku. Potem poszedłem na studia – opowiada red. Andrzej Azyan. – Byłem adiunktem służby techniczno-ruchowej, szkoliłem się na dyżurnego ruchu – wspomina red. Azyan.

Ma ogromny sentyment do tego miejsca. Red. Azyan w Biskupicach się wychował i mieszkał przez wiele lat. Do pracy na stacji dojeżdżał tramwajem linii numer 5. Wysiadał na przystanku przy kopalni Pstrowki. Dalej ul. Ziemską szedł piechotą. – To kawałek naszego życia, które się skończyło – mówią kolejarze.

Dziś na dworcu w Biskupicach nie zatrzymuje się żaden pociąg osobowy. Przejeżdża pociąg osobowy relacji Gliwice-Bytom. Codziennie za to przejeżdżają składy towarowe. To przez Biskupice przewożony jest węgiel, koks i drewno. Jeżdżą również pociągi, które wiozą nowe samochody, złom, a także kamień na budowę autostrady A1. Są pociągi przewożące paliwo, czyli tzw. pociągowe cysterny. Niektóre składy jadą zamknięte.

Tymczasem dawniej przez stację PKP w Biskupicach przejeżdżał „latający Ślązak”. Pociąg z Bytomia do Berlina rozpędzał się do 160 km/h. Kiedy w latach 30. XX wieku dosłownie przelatywał przez biskupicki dworzec, na peronie stały tłumy. Mieszkańcy przychodzili specjalnie po to, aby zobaczyć „latającego Ślązaka”, który trasę z sąsiedniego Bytomia do stolicy Niemiec pokonywał w 4 godziny i 25 minut.

Kiedy powstał dworzec w Biskupicach, w tej dzielnicy mieszkało około 6 tysięcy mieszkańców. Osobowymi pociągami w PRL-u wielu zabrzan dojeżdżało do pracy. Byli to głównie górnicy. Na stacji w Biskupicach mogli się napić piwa w lokalu wewnątrz budynku.

ZAMÓW NEWSLETTER "ZABRZE I ŚLĄSK"

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na zabrze.naszemiasto.pl Nasze Miasto