Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Karnawał w Gliwicach: wiedeńskie bale, bażanty i kuropatwy...

Grażyna Kuźnik
Jak świętowano karnawał w Gliwicach przed laty? Co lepsze lokale chętnie urządzały bale, zwłaszcza pod koniec karnawału, tak zwane bale zapustowe. Restauracja przy Löschstrasse, obecnie to ul. Częstochowska, tak jak w Wiedniu urządzała bal... dorożkarzy.

Co lepsze, gliwickie lokale chętnie urządzały bale, zwłaszcza pod koniec karnawału, tak zwane bale zapustowe. Restauracja przy Löschstrasse, obecnie to ul. Częstochowska, tak jak w Wiedniu urządzała bal dorożkarzy. Mogły się na nim pojawić osoby z różnych sfer.
Jak świętowano karnawał w Gliwicach przed laty? W okresie karnawału urządzano też koncerty. Modne były wieczory wiedeńskich walców, najczęściej w kawiarni „Kaiserkrone” i „Victoria”. Ale kawiarenek i knajpek było w Gliwicach dużo, na początku XX wieku kilkadziesiąt i to jedynie w centrum. Trudno zliczyć te na skraju miasta.

Prestiżowe były lokale przy rynku. Cukiernia Adolfa Schnapka, który słynął z tortów, Louisa Heinricha, gdzie zachwycały lody. W cukierni Junga podawano wyroby z marcepanu i miodu oraz sławne ciasta owocowe ze Szwarcwaldu. U Troplowitza oprócz deserów oferowano też ostrygi i łososia.

Władze miasta dokładnie sprawdzały osoby, które chciały prowadzić lokal. Nie mogły być karane, najwyżej za drobne wykroczenia, ale wtedy dostawały gorsze lokalizacje. Żądano też potwierdzenia związku restauratorów, że kandydat lub kandydatka zna się na swoich fachu. Dlatego w Gliwicach można było naprawdę dobrze zjeść, nie tylko w czasie karnawału.

Krepel rządził

Ulubionym ciastkiem gliwiczan był krepel, pulchny pączek z konfiturą w środku. Gdy nadchodził ,,tłusty czwartek”, cukiernie smażyły je setkami dla gości w lokalu i na zamówienie z dostawą do domu.

Delikatne jak puch kreple jadło się w kawiarni „Kaiserkrone” (,,Cesarska Korona”) przy obecnej ulicy Zwycięstwa czy w sąsiedniej „Victorii” na rogu ul. Zwycięstwa i Alei Przyjaźni. Pączki smażyły jednak wszystkie lokale, lepiej lub gorzej, ale na każdą kieszeń.

W Gliwicach działało wielu cukierników. Przybywali tutaj w XIX wieku z różnych stron, pojawiło się nawet kilku Szwajcarów. O ile jednak restauracje korzystały z międzynarodowej kuchni, to kawiarnie gliwickie snobowały się tylko na wiedeński styl, z pyszną kawą i eleganckimi deserami. Wystrój tych lokali również wzorowany był na Wiedniu. W kawiarni ,,Kaiserkrone” były oczywiście typowe marmurowe stoliki, pluszowe kanapy, stojaki na gazety wiszące na ścianie i aż pięć stołów do bilardu.

Musi znać się na fachu

Konkurencja wśród cukierników i restauratorów w Gliwicach była tak duża, że ciągle wymyślali nowe zachęty. Dr Małgorzata Kaganiec pisze w XXIII Roczniku Muzeum Gliwic, że kawiarnie wprowadzały a to sale dla palących i niepalących, a to sale tylko dla kobiet, żeby czuły się swobodniej. Przecież dopiero w latach międzywojennych kobieta mogła bez narażenia swojej reputacji wpaść sama na małą czarną i ciastko do kawiarni.

Polityka na talerzu

Do zakończenia I wojny światowej w Gliwicach polska kuchnia była bardzo popularna. Chętnie jadano,,flatzki”, jak zapewnia dr Kaganiec, obecne wtedy w prawie każdej restauracji. W cenionej „Germanii” podawał je najmniejszy kelner świata, czym lokal bardzo się chwalił. Flaczki jadano w eleganckiej „Silesii” i w „Casino Restaurant”, także w mniejszej ,,Bavarii”. Nie mówiąc już o licznych lokalach na przedmieściach.

W Gliwicach było sporo amatorów bigosu, a w „Gambrinusie” przy ul. Przyszowickiej podawano kiełbaski w polskim sosie, cokolwiek to znaczyło. Chętnie zamawiano też polskie kluski. Jednak w czasie walk o Górny Śląsk w latach 20. XX wieku polskie potrawy wymazano z jadłospisów. Może się jeszcze pojawiały, ale już pod inną nazwą.

Tylko w lokalu Żydowskiego Domu Związkowego do 1929 roku uparcie podawano karpia po polsku. Przed samą wojną dopuszczalne były już głównie potrawy niemieckie i austriackie. Golonko, najlepsze w piwiarni „Scheune” przy ul. Raciborskiej, sznycel po wiedeńsku, gotowana wieprzowina z kapustą kiszoną.

Polityka dawała o sobie znać także na stołach gliwickich restauracji. Dzisiaj w mieście króluje pizza i fast food, ale tak jest w całej Europie. Na szczęście pączków czy krepli w Gliwicach nadal nie brakuje.
historia regionu

Co się jadało przed Wielką Wojną.

W Gliwicach ulubioną zupą była grochówka z wędzonką, podawana niemal w każdej restauracji czy jadłodajni. Smakowała biednym i zamożnym. Ale bogatsi mogli jadać bardziej wyszukane dania.

Restauracja Scobla kusiła pieczonymi kuropatwami, winiarnia „Eiskeller” wczesna wiosną podawała świeże ogórki i szparagi, a w Wielkim Poście świeże angielskie śledzie i młode ziemniaki z Malty. Specjalnością winiarnii „Zur Römer”były holenderskie ostrygi, natomiast winiarnia Przyszkowskiego codziennie polecała różne potrawy z pstrąga. Karpia w sosach podawano w restauracji w Żydowskim Domu Związkowym.
Lokal przy ulicy Krupniczej specjalizował się w bażantach i zającach, a „Burggraf” w kaczkach. U Pompego serwowano petersburskie pierogi.

Jak to dawniej bywało

Przedwojenni mieszkańcy hucznie obchodzili ostatki, wesoły czas zanim nadejdzie wielki post i zaciskanie pasa. W ,,tłusty czwartek” jadło się pączki, potem tańczyło na balach zapustnych. Wybór był ogromny.
10 fenigów kosztowała dobra zupa pod koniec XIX w. 20-30 fenigów mięso lub ryba.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Kto musi dopłacić do podatków?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gliwice.naszemiasto.pl Nasze Miasto