Wnioski, formułowane przez komisje badające tragiczne wypadki pod ziemią, realizowane są przez węglowe spółki z opóźnieniem. Przykład to badania dotyczące nowego sposobu oznaczania metanowości, które zaczynają być realizowane... 4 lata po katastrofie w kopalni Halemba.
Do takich porażających wniosków doszli specjaliści z działającej przy Wyższym Urzędzie Górniczym komisji bezpieczeństwa pracy w górnictwie. Zapowiedzieli zbadanie systemów bezpieczeństwa w kopalniach. Szefem komisji na kolejną kadencję został prof. Józef Dubiński.
- Statystyki jasno pokazują, co warte są certyfikaty i systemy bezpieczeństwa w zakładach górniczych - mówi Jolanta Talarczyk, rzeczniczka WUG.
W górnictwie węgla kamiennego w 2009 roku liczba wypadków wzrosła. Śmiertelnych było 36 (rok wcześniej 25), ciężkich 43 (19). To oznacza, że w ubiegłym roku każde dwa miliony ton wydobytego węgla kosztowały jedno ludzkie życie. Z kolei dwa lata temu jedna śmierć pod ziemią przypadała na cztery miliony ton surowca. Dlaczego tak się dzieje, skoro spółki wykazują coraz większe nakłady na bezpieczeństwo?
- Te nakłady to rzecz niezwykle pojemna i łatwa do zmanipulowania. Można tam wrzucić wszystko, w tym nową obudowę czy kombajn, bo stare były zużyte i niebezpieczne. To też wymiana chodnika przed zakładem na nowy, by "pracownik nie skręcił nogi". Tymczasem to przecież nic innego jak inwestycje odtworzeniowe, czy prace remontowe - wyjaśnia Jerzy Markowski, górniczy ekspert.
W Kompanii Węglowej w 2009 r. każda tona wydobytego węgla to 21 zł, wydane na bezpieczeństwo. Cztery lata wcześniej 12,60 zł. W Jastrzębskiej Spółce Węglowej w 2009 roku 40,30 zł (w 2005 r. 27,66 zł), w Katowickim Holdingu Węglowym 26 zł ( w 2005 r. 14,60 zł). Łącznie rok temu KW na bhp wydała 895 mln zł, JSW 460 mln zł, a KHW 355 mln zł.
- Gdyby systemy bezpieczeństwa w kopalniach działały dobrze, wiele nieprawidłowości stwierdzanych przez inspektorów nadzoru górniczego wcześniej powinni wykryć pracownicy dozoru kopalni, by podjąć odpowiednie działania - podkreśla Jolanta Talarczyk.
- Systemy spełniają swoją rolę, ale na ich końcu zawsze jest człowiek - ripostuje Zbigniew Madej z Kompanii Węglowej. - Statystyki pokazują, że aż w 70 procentach przypadków winę za wypadki ponoszą ludzie. W wielu sprawach współpracujemy z naukowcami m.in. z Głównego Instytutu Górniczego, Akademii Górniczo-Hutniczej i Politechniki Śląskiej. Trudno wyobrazić sobie przemysł wydobywczy bez nauki. Inna sprawa to finanse - podkreśla Madej.
Podaje najnowszy przykład współpracy - w kopalniach Piast i Ziemowit prowadzone są badania, które mają zminimalizować zagrożenia tąpaniami. Jeden z najsilniejszych wstrząsów odnotowano 23 kwietnia. Był odczuwalny w Chełmku i Oświęcimiu. - W Piaście jest Stacja Geofizyki Górniczej, która na bieżąco rejestruje i analizuje sejsmiczną aktywność górotworu. Lokalizacja wstrząsów i energia są dodatkowo weryfikowane w GIG-u. Ciągle rozbudowujemy sieć pomiarową. Wszystko po to, by skutecznie przeciwdziałać występowaniu wstrząsów wysokoenergetycznych i zapewnić bezpieczeństwo na powierzchni - wyjaśnia Madej.
Komisja działająca przy WUG-u przyjrzy się także organizacji służb medycznych w kopalniach. Po wrześniowej katastrofie w kopalni Wujek-Śląsk mówiono m.in., że zabezpieczenie medyczne jest niewystarczające. Wskazywano też na rosnącą liczbę naturalnych zgonów w kopalniach. Kiedyś w punktach opatrunkowych dyżurowali lekarze. Dziś nie ma takiego wymogu prawnego.
Katastrofa w Wujku-Śląsk pokazała też, że gdyby w kopalniach był system monitoringu przemieszczania się załogi, to może nie dochodziłoby do niebezpiecznego łamania prawa. We wrześniowej tragedii zginęło 20 górników, a kolejnych 34 zostało rannych. Z ustaleń WUG wynika, że w pobliżu ściany, w której zapalił się i wybuchł metan, było więcej osób niż dopuszczały przepisy. W tym rejonie była strefa szczególnego zagrożenia tąpaniami.
Członkowie komisji bezpieczeństwa pracy w górnictwie rozważają pomysł, by wyznaczać roczne wskaźniki poprawy bezpieczeństwa w zakładach górniczych i rozliczać kierownictwo kopalń z ich wykonania.
W ubiegłym roku połowa wypadków śmiertelnych miała związek z zagrożeniem metanowym. Co siódmy wypadek był efektem nieprzestrzegania przepisów. Do wypadków dochodziło najczęściej przy obsłudze przenośników taśmowych i zgrzebłowych, na drogach transportowych oraz w kopalnianych przodkach.
- Diagnoza jest znana od lat, podobnie jak to, co należy zrobić, by poprawić bezpieczeństwo pracy w górnictwie. Niestety szwankuje wykonawstwo - dodaje Jolanta Talarczyk. Członkowie komisji uznali, że informacja o uchybieniach i mankamentach w kopalniach powinna być jawna "aż do bólu".
Pod ziemią wciąż giną górnicy
Według danych WUG, od stycznia do końca marca w górnictwie doszło do 890 wypadków, z tego aż 672 w kopalniach węgla kamiennego.
Dziewięciu górników zginęło: pięciu w kopalniach węgla kamiennego, trzech w kopalniach rud miedzi, jeden w górnictwie nafty i gazu. Dwanaście osób zostało ciężko poszkodowanych. W ubiegłym roku zginęło 38 osób, z czego 36 w kopalniach węgla kamiennego; aż 20 w katastrofie w kopalni Wujek-Śląsk. Ogółem doszło do 3518 rozmaitych wypadków, w tym 2799 w górnictwie węgla kamiennego.
Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?