Przez blisko półtora roku ukrywał w mieszkaniu zwłoki matki. Jej ciało zmumifikował, przykrył kocami i położył na tapczanie w pokoju. Aby nikt z sąsiadów nie poczuł fetoru rozkładających się zwłok, uszczelnił okna i drzwi pianką, a nawet zakleił je folią... To nie scenariusz filmu Alfreda Hitchcocka, lecz historia, która wydarzyła się naprawdę w mieszkaniu przy ul. Wróblewskiego w Gliwicach.
71-letnia kobieta zmarła w sierpniu 2008 r. Zatrzymany przez policję 42-letni Marek K., jej syn, zeznał, że była to śmierć naturalna.
- Sekcja zwłok i badanie histopatologiczne wykażą, jaka była przyczyna śmierci kobiety - mówi podkom. Marek Słomski, rzecznik Komendy Miejskiej Policji w Gliwicach.
Marek K. nikogo nie poinformował o śmierci matki. Dlaczego? Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, mężczyzna chciał nadal pobierać emeryturę kobiety, więc ukrywał jej zwłoki w pokoju. Sam jest bezrobotny, czasami zbierał złom, a potem zanosił go do punktów skupu.
O sprawie powiadomili policję pod koniec grudnia 2009 r. zaniepokojeni sąsiedzi. Dlaczego tak późno?
- Sąsiedzi dopytywali o zmarłą, ale mężczyzna zawsze miał jakieś wytłumaczenie. Dopiero kilka tygodni temu wezwali dzielnicowego, który próbował skontaktować się z synem kobiety. Ten jednak unikał kontaktu z policją - relacjonuje podkom. Słomski.
Zatrzymany mówił sąsiadom, że matka nie wychodzi z domu, bo jest chora. Kiedy ludzie nie dawali za wygraną i nadal pytali o starszą panią, twierdził, że zawiózł matkę do kuzynki, ponieważ nie był w stanie sam się nią opiekować.
Na wieść o tym makabrycznym odkryciu, sąsiedzi Marka K. przeżyli szok.
- Nie mogę w to uwierzyć. To jest dobry, uczynny człowiek. Robił mi zakupy, przynosił węgiel z piwnicy. Nigdy nie wziął ode mnie pieniędzy. Czasami dawałam mu coś do jedzenia. Brał też porcję dla matki. Gdy prosiłam, żeby kupił mi ciastko w cukierni, to kupował też dla siebie i dla matki - opowiada 66-letnia Zofia Nowak. - Kiedy pytałam go o mamę, mówił, że jest chora. Nie rozumiem, jak mógł to zrobić - mówi wstrząśnięta pani Zofia.
Kobieta przypomina sobie jednak, że mężczyzna czasem dziwnie się zachowywał. - Przychodził, dzwonił do drzwi, jak otworzyłam, to krzyczał, że już więcej mi nie pomoże i żeby dać mu święty spokój. A potem za dwa dni przychodził i przepraszał - wspomina.
Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?