Utracił węch i smak
Pierwsze niepokojące objawy u pana Marcina Lepiarczyka z Żor pojawiły się w piątek (10.04). Stracił smak i węch. Dzień wcześniej był na konsultacji u stomatologa w Rybniku. Na ból zęba otrzymał antybiotyk. Początkowo myślał, że to efekt uboczny leku, ale nikt z lekarzy tego nie potwierdził.
Nie miał gorączki, ale jego niepokój wzbudziły w sobotę objawy u żony Ewy. Miała silny kaszel, ból gardła i pleców. Sytuacja nie dawała mu spokoju. Zwłaszcza, że utrata węchu i smaku są również objawami choroby Covid-19.
Chwycił za telefon, skontaktował się z nocną i świąteczną opieką. W wywiadzie przeprowadzonym z pielęgniarką usłyszał, że to być może efekt "urazu". Według niego zbagatelizowano objawy. Później zgodnie z informacjami przekazywanymi przez służby skontaktował się z sanepidem. Ten z kolei zasugerował kontakt z lekarzem POZ. Od niego z kolei dowiedział się, że test wykonają mu w Raciborzu lub Tychach.
Skierował się więc do szpitala zakaźnego w Raciborzu. Tam przez domofon dowiedział się, że może zostać na oddziale, ale lecznica nie pobiera wymazów, tylko robi to sanepid. Zaskoczony takim obrotem sprawy wrócił do rodziny w Żorach. Nie chciał zostać w szpitalu. Nie był przygotowany na taką możliwość, nikt go o tym wcześniej nie informował. Z objawami choroby nie zamierzał pozostawiać też żony z dziećmi, które również mogły być już zakażone. Odizolował się w mieszkaniu. Jeszcze tego samego dnia podejmował próby w sanepidzie, ale bezskutecznie.
W niedzielę (12.04) objawy nie ustępowały. Po raz kolejny chwycił za telefon i zadzwonił do sanepidu. Usłyszał, że powinien skierować się do szpitala zakaźnego w Tychach i tam szukać informacji. Po telefonie do lecznicy dowiedział się, że pobranie wymazu łączy się z transportem do izolatorium w Goczałkowicach-Zdroju.
- Usłyszałem, że jeśli nie mam gorączki i kaszlu, to raczej powinienem się wstrzymać z przyjazdem. I znów telefon do sanepidu, przedstawienie sytuacji. Tym razem pobrano ode mnie i od rodziny numery PESEL. Ustnie przekazano nam, że zostaliśmy objęci kwarantanną - opowiada Marcin Lepiarczyk.
Informacja o kwarantannie nieco uspokoiła mieszkańca Żor. Spodziewał się, że ze względu na niepokojące objawy jego i żony wkrótce rodzinie zostanie wykonany test.
Śmierć przez koronawirusa
Koszmar zaczął się w poniedziałek (13.04). 79-letni teść pana Michała poczuł się źle. Po południu zaczął bełkotać, nie potrafił jasno odpowiedzieć na zadane pytania. Praktycznie na każde odpowiadał tak samo: "Dobrze". Bolały go ręce i tył głowy. Pogotowie poinformowane o kwarantannie przyjechało po godzinie. Po kilku godzinach mężczyzna został przyjęty do szpitala w Raciborzu. Co dziwne, lecznica kontaktując się z sanepidem, nie uzyskała informacji o tym, że rodzina pacjenta jest objęta kwarantanną.
We wtorek (14.04) teść pana Michała zmarł. Wynik testu na obecność koronawirusa był dodatni. W środę (15.04) Ministerstwo Zdrowia potwierdziło, że przyczyną zgonu był Covid-19.
Mieszkaniec Żor pogrążony w żałobie, ale i w dużej obawie o zdrowie rodziny i swoje znów skierował się do sanepidu. Poinformował o śmierci bliskiej osoby, o objawach swoich i żony.
- Wyjaśniłem, że teść nigdzie z domu nie wychodził. Przebywał tylko w domu. Zanim nałożono na nas kwarantannę, nim pojawiły się objawy, po zakupy wychodziłem tylko ja i żona. Wcześniej chodziłem też do pracy. Nikt inny z rodziny nie mógł narazić się na zakażenie, przynieść wirusa, bo nie wychodzili z domu. Mógł się zarazić od nas, a my od kogoś kogo spotkaliśmy na naszej drodze. Mimo tego byłem zbywany w sprawie wymazów i testów. Niepokojące objawy wciąż nam nie przechodziły. Chodzi tylko o to, aby potwierdzić lub wykluczyć chorobę i wdrożyć odpowiednie leczenie - tłumaczy nasz rozmówca.
Jeszcze raz poinformowano go o kwarantannie. Informacja o ewentualnym wymazie miał otrzymać w późniejszym czasie. W środę (15.04) znów dzwonił. Na ewentualny wynik testu czeka zaniepokojona rodzina, ale także współpracownicy z zakładu pracy. Telefony, przekierowania, znów pobranie numeru PESEL i zapewnienie szukania "opcji" dla całej rodziny.
- Nie chcemy się rozdzielać, nie w takiej chwili. Wielokrotnie w telewizji od urzędników słyszałem, że jeśli nie ma zagrożenia życia, to w przypadku niepokojących objawów i kwarantanny pobierany jest wymaz w domu, a na wynik oczekuje się w miejscu zamieszkania. Zagrożona jest cała moja rodzina. Nie wiem co robić, jak długo będziemy czekać w tej niepewności. Generalnie chaos. Do tego tragiczna sytuacja ze śmiercią bliskiej osoby. Nawet nie możemy się pożegnać i pójść na pogrzeb... Nawet śmierć bliskiej osoby nie przyspieszyła procedur. Człowiek jest pozostawiony sam sobie - opowiada pan Michał.
Nie wie czy cała sytuacja związana jest z przeciążeniem ochrony zdrowia i sanepidu czy być może winne są procedury. Zwraca uwagę, że dodzwonienie się gdziekolwiek może trwać nawet godzinę. Sugeruje wszystkim, aby dbać o siebie, zachowywać dystans.
- Chciałbym dać jakieś praktyczne rady, do kogo dzwonić i kiedy, ale jak sami widzicie - każdy radzi sobie sam - napisał na Facebooku.
Procedury zachowane
O sprawę mieszkańca Żor zapytaliśmy w Śląskim Urzędzie Wojewódzkim. Usłyszeliśmy, że w środę (15.04) ten przypadek był rozpatrywany przez Powiatową Stację Sanitarno-Epidemiologiczną w Rybniku.
- W środę była konsultacja z lekarzem zakaźnikiem z Raciborza i sanepidem. Rodzinie pozostawiono numer telefonu kontaktowy pod który mają zadzwonić w przypadku pogorszenia się stanu zdrowia któregoś z członków rodziny - mówi Alina Kucharzewska, rzecznik prasowy wojewody śląskiego.
Słyszymy, że to takie same zasady jak w przypadku innych osób przebywających w izolacji domowej. Zachowane są procedury. Próbki pobierane są w siódmym dniu po ostatnim kontakcie z zakażonym. Wymaz ma być pobrany jeszcze w tym tygodniu.
"Oskarżenia krzywdzące i nieuzasadnione"
Głos w sprawie zabrał również Państwowy Powiatowy Inspektor Sanitarny w Rybniku. Po analizie zebranej dokumentacji, wykazu połączeń i sporządzonych notatek dotyczącej w/w osoby oraz jej rodziny ustalono, że formułowane oskarżenia pod adresem PSSE w Rybniku są krzywdzące i nie mające uzasadnienia.
Zdaniem rybnickiego sanepidu mieszkaniec Żor skontaktował się 11 kwietnia z infolinią PSSE w Rybniku twierdząc, że występują u niego niepokojące objawy chorobowe. Pracownik po zebraniu wstępnych informacji, zgodnie z obowiązującymi wytycznymi, przekazał informację, że należy zgłosić się do najbliższego szpitala zakaźnego własnym środkiem transportu lub, jeżeli nie ma takiej możliwości, po wezwaniu pomocy pod numerem 112.
- Kolejnego dnia mieszkaniec Żor skontaktował się ponownie z infolinią PSSE w Rybniku oświadczając, że w szpitalu w Raciborzu nie został przyjęty - pracownik polecił zatem skontaktować się ze szpitalem zakaźnym w Tychach. Placówka wyraziła zgodę, aby pacjent do nich przybył celem pobrania wymazu - o tym dowiedział się nasz pracownik od samego żorzanina - informuje PPIS w Rybniku.
Zgodnie z obowiązującym zarządzeniem pacjenci, od których pobierane są wymazy w szpitalu zakaźnym, kierowani są przez lekarza epidemiologa do izolatorium, gdzie oczekują na wynik badania. Jeśli wynik jest ujemy - wracają do domu, jeśli dodatni - pozostają w izolatorium. Mieszkaniec Żor nie wyraził na to zgody, po czym rozłączył się.
Po uzyskaniu informacji, że u jednego z członków rodziny, który był hospitalizowany i w wyniku badań potwierdzono u niego zakażenie koronawirusem, PSSE w Rybniku skontaktowała się z rodziną. Ustalono, że u kilku osób występują objawy chorobowe mogące świadczyć z dużym prawdopodobieństwem, że są zakażone koronawirusem, ale do tej pory nie stawiły się w szpitalu zakaźnym.
- Ponieważ w rodzinie są osoby małoletnie rozpoczęto poszukiwania miejsca konsultacji lekarskiej i ewentualnej hospitalizacji całej rodziny w szpitalach jednoimiennych na terenie Śląska. Szpital w Tychach po raz kolejny potwierdził gotowość przyjęcia dorosłych osób na oddział obserwacyjno-zakaźny, natomiast dzieci miałyby trafić do innego szpitala. Po niezliczonej ilości telefonów i ustaleń z lekarzami i szpitalami zakaźnymi przedstawiono rodzinie kilka opcji rozwiązania sytuacji. Mieszkaniec Żor wybrał jedną z propozycji: cała rodzina pozostaje
w domu pod nadzorem lekarza ze szpitala zakaźnego - informuje PPIS.
Mieszkańcowi udostępniono numer telefonu do lekarza z jego imieniem i nazwiskiem, gdyby stan zdrowia się pogorszył. Cała rodzina została objęta do czasu uzyskania wyników badań laboratoryjnych kwarantanną w warunkach domowych i wskazana do przeprowadzenia testów. Pracownik PSSE dodatkowo kontaktował się z rodziną pytając, czy jest potrzebna pomoc w zaopatrzeniu w żywność bądź leki. Przekazał także, iż gdyby zaistniała taka potrzeba, wystarczy zadzwonić na infolinię sanepidu.
Państwowy Powiatowy Inspektor Sanitarny w Rybniku podkreślił, że każda zgłaszana sprawa jest traktowana z należytą starannością z wykorzystaniem wszelkich dostępnych narzędzi i środków.
Koronawirus w Żorach
W środę (15.04) rano Urząd Miasta przedstawił najnowszą informację na temat koronawirusa. Niestety, mamy pierwszy przypadek śmiertelny w naszym mieście. 79-letni mężczyzna zmarł w szpitalu w Raciborzu.
Do tej pory potwierdzono 12 zakażeń koronawirusem w Żorach. Jeszcze we wtorek (14.04) Powiatowa Stacja Sanitarno-Epidemiologiczna w Rybniku (obejmują teren naszego miasta) informowała o trzech osobach hospitalizowanych z powodu Covid-19.
133 osoby znajdują się w kwarantannie. To o 20 mniej niż dzień wcześniej.
Pozytywną informacją jest fakt, że po trzech tygodniach spędzonych w szpitalu wyzdrowiała 80-letnia mieszkanka Żor.
Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?