Kilka godzin przed tragedią razem ocieplaliśmy okno, przez które kilka godzin później Marek wypadł. To był mój najlepszy kumpel, razem kibicowaliśmy "Górnikowi". Gdy mówiliśmy sobie ,cześć" na odchodnym zachowywał się zupełnie normalnie. Co się stało później, że zginął? - zastanawia się szesnastoletni Piotrek Meller, poprawiając znicz stojący pod oknem budynku przy ulicy Damrota, z którego w nocy z wtorku na środę wypadł piętnastoletni Marek.
Chłopiec wypadając z okna na drugim piętrze zaczepił o przewody elektryczne biegnące kilkadziesiąt centymetrów pod framugą. Gdy przyjechało pogotowie, już nie żył.
- Wszystko wskazuje, że był to nieszczęśliwy wypadek. Nie ma poszlak, które wskazywałyby, że ktoś mu w tym pomógł. Wszystkie wątpliwości rozwieje jednak sekcja zwłok - mówi mł. inspektor Ryszard Wloka, zastępca komendanta zabrzańskiej policji.
- Zapewniam, że przewody były zamontowane zgodnie z normami technicznymi. W nowych budynkach nie stosuje się już takich rozwiązań, w starych natomiast raczej się ich nie przekłada - dodaje Łukasz Zimnoch, rzecznik prasowy Górnośląskiego Zakładu Elektroenergetycznego.
W czasie tragedii matka chłopca była kompletnie pijana. Nie była nawet w stanie dmuchnąć w alkomat. Jeżeli okaże się, że matka zobowiązana do opieki nad dzieckiem naraziła jego życie na niebezpieczeństwo, może grozić jej do pięciu lat więzienia.
Policja radzi jak zaplanować podróż
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?