Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Piernikarki – tak o sobie mówią. Ich naturalne pierniki to dzieła sztuki! Jak pandemia namieszała im w wypiekach?

Mariola Szczyrba
Mariola Szczyrba
Od lewej: Anna i Agata Trawińskie w pracowni piernika w Jodłowie
Od lewej: Anna i Agata Trawińskie w pracowni piernika w Jodłowie Piernik Wrocławski/materiały prasowe
Siedem lat temu Anna i Agata Trawińskie założyły w Kotlinie Kłodzkiej manufakturę pierników. „Wtedy niczego nie byłyśmy tak pewne jak tego, że warto dbać o smaki dzieciństwa. Połączyłyśmy je z tradycjami dolnośląskimi, dodałyśmy serce i udało się!” - piszą na swojej stronie internetowej. Pandemia koronawirusa mocno poskromiła ich jarmarkowego ducha, ale się nie dały i otworzyły sklep w sieci.

Trudno nie zauważyć, że Piernik Wrocławski to bardzo kobieca firma. - To prawda, ale nasi partnerzy są dla nas dużym wsparciem. Bez nich wielu rzeczy nie udałoby się zrobić - przyznaje Agata Trawińska, która ze swoją wspólniczką - Anną - spiera się tylko o jedną rzecz - słodycz. Ona uważa, że pierniki powinny być mniej słodkie, Anna, że takie jak teraz są OK. Ale to smaczne spory.

Tak naprawdę są kuzynkami, chociaż wiele osób nazywa je „siostrami”. - Nasi ojcowie są braćmi, nasze mamy się ze sobą kumplowały, wychowywałyśmy się w dwóch różnych domach - ja w Henrykowie na Dolnym Śląsku, Ania pod Henrykowem - ale bardzo dużo czasu spędzałyśmy razem - opowiada Agata, z którą spotykam się w barze wegetariańskim Vega we wrocławskim Rynku. Bo ekologia, zdrowa żywność - jak się zaraz przekonam - są dla nich ważne, zarówno w życiu, jak i w biznesie.

Pierwsze były bliny

W domu u Trawińskich nie było piernikowej tradycji, to Ania i Agata ją zapoczątkowały. Jakieś osiem lat temu doszły do wniosku, że chcą coś zrobić razem. Agata wcześniej projektowała i tworzyła ogrody, ale nie była z tego do końca zadowolona. Z kolei Ania pomagała w pracy mężowi, który jest kowalem i sprzedaje na Jarmarku Bożonarodzeniowym swoje wyroby. W pewnym momencie poczuła jednak, że chce zrobić coś swojego.

Od lewej: Anna i Agata w pracowni w Jodłowie w Kotlinie Kłodzkiej.
Od lewej: Anna i Agata w pracowni w Jodłowie w Kotlinie Kłodzkiej. Piernik Wrocławski/materiały prasowe

Początki biznesu „sióstr” nie były jednak tak kolorowe jak ich pierniki. Zaczęły od falstartu. Pierwsze ich ekologiczne produkty - racuchy i bliny z mąki gryczanej z cebulą - sprzedawane na Jarmarku Bożonarodzeniowym we Wrocławiu, okazały się niewypałem.

„Nie to miejsce, nie ten produkt. Bardzo chciałyśmy sprzedawać coś jakościowego, wtopiłyśmy tam wtedy nasze pieniądze, ale nie poddawałyśmy się” - mówi Anna Trawińska w rozmowie z Biogo, którą można zobaczyć w internecie.

- Przekonałyśmy się wtedy, że taka gastronomia na ulicy to jest bardzo trudna rzecz. Było zimno, a z drugiej strony gorąco, bo kopciło się z patelni. Trzeba było te bliny i racuchy upiec, mieć na miejscu wodę. Teraz, jak mamy gotowe pierniki, to sprzedawanie ich jest czystą przyjemnością - dodaje Agata.

Inspiracją dla pierników okazała się jej podróż do Japonii. Właściwie w każdym regionie można tam było kupić jakieś pamiątki do zjedzenia - ciasteczka albo kulki ryżowe - i obdarować nimi kogoś, a jak się znudziły, to zjeść.

- Najpierw pomyślałam o ciasteczkach z wrocławskimi krasnalami. Opowiedziałam o tym Ani. Ona była wtedy akurat na tropie piernika, przeczytała jakiś artykuł o wypiekach ze Szczecina wyciskanych w formach i te nasze pomysły cudownie połączyły się w całość - wspomina Agata. To wtedy postanowiły, że będą odciskać pierniki z architekturą Wrocławia.

Dużym wyzwaniem dla piernikarek było stworzenie trwałego, naturalnego lukru w różnych kolorach
Dużym wyzwaniem dla piernikarek było stworzenie trwałego, naturalnego lukru w różnych kolorach Piernik Wrocławski/materiały prasowe

Pierniki z kamienicami, katedrą i wielką gębą krasnala

W 2016 r. w Jodłowie w Kotlinie Kłodzkiej, na tyłach starego domu, w którym mieszka Ania, powstała manufaktura - Piernik Wrocławski. - Znajduje się w kuchni, na tyłach domu. Było to pierwsze miejsce, które zostało tam wyremontowane - mówi Agata, która na co dzień mieszka we Wrocławiu (w firmie zajmuje się kontaktami z klientami, nadzoruje pracownię artystyczną).

Pod szyldem Piernik Wrocławski Ania i Agata zaczęły tworzyć wypieki z odciskanymi w formie budowlami stolicy Dolnego Śląska. Tak powstały mosty wrocławskie, ratusz, kamieniczki Jaś i Małgosia, katedra. I gęba krasnala z wielką brodą.

- To była nasza przepustka na Jarmark Bożonarodzeniowy. Tutaj są takie zasady, że trzeba się wyróżnić ze swoim produktem. A pierników zawsze było dużo. Pokazałyśmy, że chcemy robić coś innego, ekologicznego, ręcznie wytwarzanego. I dostałyśmy zielone światło od organizatorów - wspomina Agata.

Na początku niewiele wiedziały o piernikach i ich długiej tradycji. Każdy słyszał, że Toruń słynie z pierników. Okazało się jednak, że pierwsza wzmianka o tym, iż na Dolnym Śląsku, w Świdnicy, wypiekano pierniki, pojawiła się znacznie wcześniej niż w Toruniu, bo już w 1293 roku. W samym Wrocławiu istniało aż sześć piernikarskich cechów.

„Dzisiaj piernik kojarzy się nam głównie z Toruniem, ale my mamy zamiar to zmieniać" - dodaje ze śmiechem Anna we wspomnianej już rozmowie z Biogo.

Na tropie ekologicznych barwników

Zaczyna się od tego, że Agata albo Ania jadą do zaprzyjaźnionego młyna w Jordanowie Śląskim pod Wrocławiem, przywożą stamtąd worki z mąką, która jest wcześniej mielona na ich oczach. Jaja do piernikowego ciasta (tzw. zerówki) pochodzą z gospodarstw ekologicznych, miód z zaprzyjaźnionej pasieki spod Henrykowa, a specjalne mieszanki przypraw - z Austrii. Najwięcej problemów sprawił piernikarkom lukier, a raczej... barwniki. Szybko okazało się bowiem, że ich klienci chcą lukrowanych, kolorowych pierników. Te cieszą się największym wzięciem.

- Dałyśmy się ponieść klientom. Moja siostra Zuzanna zaczęła nam pomagać przy lukrowaniu, wprowadzałyśmy nowe kolory, ale cały czas nam się to kłóciło - miałyśmy świetnej jakości produkt, ale do tego sztuczne barwniki. Źle się z tym czułyśmy - przyznaje Agata.

Nad projektami pierników pracują studentki Akademii Sztuk Pięknych
Nad projektami pierników pracują studentki Akademii Sztuk Pięknych Piernik Wrocławski/materiały prasowe

Rozpoczęły żmudne poszukiwania. Próbowały barwić lukier sokiem z buraka czy kurkumą, ale to nie wychodziło. W końcu trzy lata temu udało im się zdobyć zagraniczne koncentraty owocowo-warzywne. Musiały je przetestować. Dopiero po przeszło roku prób i błędów udało się stworzyć naturalny, barwiony i trwały lukier. Dzięki temu studentki ASP mogą teraz tworzyć na piernikach piękne obrazy.

Koncentraty barwników mają w składzie rzodkiew, jabłko, marchew, ziemniaka, spirulinę, cytrynę... Żadnych syntetyków. - Jak dziewczyny to malują, to czasem stoję nad tym i się ślinię. Tak to pięknie wygląda - dodaje Agata.

Dodatkowo firma od koncentratów zrobiła dla Piernika Wrocławskiego profesjonalne testy trwałości. Barwiony lukier świetnie się sprawdził. Termin przydatności do spożycia w przypadku ich wypieków to 1,5 roku.

Do wyboru są pierniki klasyczne, z dodatkiem kakao - mocno czekoladowe oraz z chili, ostre. Do tego chipsy piernikowe, pomysł syna Ani - Mirka. Rozwałkował kiedyś ciasto bardzo cienko, formując jakieś swoje koparki i inne samochody, a po wypieczeniu okazało się, że to jest pyszne. Tak powstały chipsy.

Jak pandemia koronawirusa dała do pieca

Piernikowy biznes się rozkręcał. W Jodłowie Anna zajmowała się wypiekami, natomiast we Wrocławiu powstała pracownia artystyczna, w której studentki ASP lukrowały pierniki. Tutaj też w Rynku i okolicy organizowany jest Jarmark Bożonarodzeniowy - najważniejsze wydarzenie dla ich firmy, do którego przygotowują się od początku roku. Bo jak tłumaczy Agata, wtedy ludzie przypominają sobie o piernikach, prezentach i ozdobach choinkowych. - Właściwie od stycznia przygotowujemy się do świąt. Śmiejemy się z Anią, że nasze dzieci latem będą rysowały bałwany i mikołajów - dodaje Agata.

Pandemia mocno namieszała w ich biznesie. Rok temu, w listopadzie piernikarki napisały na swoim instagramie:

„Każdy rok miał dla nas niespodzianki i pokazywał nam faka. Rok temu myślałyśmy: - Ok., dobra, basta, już gorzej być nie może! Teraz będzie z górki. A jednak! Przyszedł 2020...”.

Jarmark został odwołany. Piernikarki musiały zamknąć pracownię we Wrocławiu. Bały się, że nie uda im się jej utrzymać. I wtedy wszystkie swoje siły przerzuciły na sklep w internecie.

- Tamten rok był dla nas trudny, przełomowy. Zresztą ten też nie był łatwiejszy. Wiele razy siadałyśmy i zastanawiałyśmy się, co tu zrobić - mówi Agata. - Sklep w internecie to była dla nas duża zmiana. Do tej pory miałyśmy tego ducha jarmarkowego, byłyśmy przyzwyczajone do bezpośredniego kontaktu z klientami. Mogłyśmy im opowiedzieć o naszych piernikach, pokazać różne wzory, a w online są już jednak pewne ograniczenia. Nie można zmieścić wszystkiego.

- Jak podczas pandemii odwołano jarmarki, to był dla nas wielki stres, miałyśmy pełne portki ze strachu - opowiada Ania. - I wtedy pojawił się pomysł na sklep w sieci. Szybko jednak okazało się, że to duże wyzwanie. Jest cała masa rzeczy, które trzeba przy tym załatwić. Nie wystarczy dobry produkt, trzeba jeszcze np. wymyślić kolekcję. Nasza pracownia w Jodłowie wyglądała wtedy jak lewe laboratorium, siedziałyśmy z kroplomierzami i mieszałyśmy barwniki - dodaje ze śmiechem.

Piernikowy freestyle

W tym roku jarmarki na szczęście ruszyły. Pierniki z Jodłowa można kupić na stoiskach we Wrocławiu i w Poznaniu. Część z nich powstaje z myślą o bezpośredniej sprzedaży, część dla sklepu w sieci.

- Do tej pory mam tak, że jak wchodzę na nasze stoisko na jarmarku, to widzę różne pierniki i dopasowuję do nich imiona dziewczyn, które je zaprojektowały - dodaje Agata. - Albo wpadam do naszej pracowni, która znów została reaktywowana, i mówię: „Dziewczyny, dzisiaj freestyle!” Powstają wtedy piękne rzeczy.

W listopadzie i grudniu pojawia się dużo zamówień. Ludzie kupują pierniki na prezenty albo jako ozdoby choinkowe. - Czasem musimy komuś odmówić, bo nie jesteśmy w stanie zrealizować wszystkich zamówień. Mamy małą manufakturę, określone zasoby ludzkie, bo wszystko jest u nas od początku do końca robione ręcznie - tłumaczy Agata. - No i stawiamy na jakość.

Ania przyznaje, że to nie jest łatwy biznes, bo pierniki to produkt sezonowy. Daje im jednak dużo radości. - Niedawno na jarmarku w Poznaniu jacyś klienci powiedzieli: „Te pierniki to są z klasą”. A ja ze szczęścia niemal zaczęłam unosić się nad ziemią - dodaje ze śmiechem.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Chmieleńskie Babki Wielkanocne 2024

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Piernikarki – tak o sobie mówią. Ich naturalne pierniki to dzieła sztuki! Jak pandemia namieszała im w wypiekach? - Strona Kuchni

Wróć na gliwice.naszemiasto.pl Nasze Miasto