To finał głośnej afery bankowej w Gliwicach. Śledztwo trwało od 2002 roku.
Biznesmen był wieloletnim, bardzo poważnym klientem banku. Zaciągał ogromne kredyty na kwotę ok. 4,5 mln zł. Raty spłacał regularnie, czasem z niewielkim opóźnieniem.
Jak informują śląscy policjanci, w pewnym momencie bank zaczął kontrole w jego firmie, przeglądał dokumentację księgową przedsiębiorstwa i zrobił inwentaryzację magazynów.
- Kiedy bank posprawdzał, ile i co ma firma kierowana przez klienta wiceprezesa zarządu banku, namówiono poszkodowanego do udzielenia bankowi wszelkich pełnomocnictw związanych z prowadzoną przez niego działalnością gospodarczą oraz dysponowania jego majątkiem - informuje asp. Aneta Orman z zespołu prasowego śląskiej policji.
Zdaniem śledczych przedstawiciele banku twierdzili, że w ten sposób placówka wzmocni zabezpieczenie należności kredytowych.
Przedsiębiorca, godząc się na takie zabezpieczenie, nie wiedział, że bank wypowiedział mu kredyty. Bank nigdy nie okazał się potwierdzeniami doręczeń. W praktyce oznaczało to bankructwo Mariusza S.
W trakcie śledztwa ustalono, że bank w ciągu kilku dni sprzedał towary, samochody, dom o powierzchni 300 metrów kw. oraz działkę nad morzem. Pieniądze uzyskane ze sprzedaży tylko w części trafiły na pokrycie zaległości. Okazało się, że majątek zabezpieczony przez bank kupowali jego inni klienci, którzy na ten cel dostawali kredyty, a potem ich nie spłacali.
Oskarżonym grozi 10 lat więzienia.
Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?