Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ręce w naprawie

Joanna Heler
Charakter pisma nie zmienił mi się nawet po wypadku. Jest tak samo nieczytelny jak wcześniej – żartuje Stanisław Krompiec (na zdjęciu z żoną Anną). JOANNA HELER
Charakter pisma nie zmienił mi się nawet po wypadku. Jest tak samo nieczytelny jak wcześniej – żartuje Stanisław Krompiec (na zdjęciu z żoną Anną). JOANNA HELER
Okuliści w oczach profesora Stanisława Krompca nadal widzą setki odłamków szkła, choć on sam twierdzi, że widzi teraz lepiej niż przed wypadkiem. W uszach pękły mu bębenki, jednak słuch w jednym uchu jest prawie ...

Okuliści w oczach profesora Stanisława Krompca nadal widzą setki odłamków szkła, choć on sam twierdzi, że widzi teraz lepiej niż przed wypadkiem. W uszach pękły mu bębenki, jednak słuch w jednym uchu jest prawie normalny. Poruszaniu sztucznymi dłońmi towarzyszy delikatny szum silników. Gdy profesor otwiera dłoń, zaczyna pracować silnik, siłownik w sztucznej dłoni oraz schowany pod rękawem koszuli akumulator.

Fantomowe bóle w dłoniach, których nie ma, doskwierają mu cały czas. Inny po takim wypadku by się załamał. Stanisław Krompiec macha kikutem, że on nie, że jego to nie dotyczy. - Wręcz przeciwnie, ten wypadek otworzył mi oczy na wiele spraw i dał to myślenia. Najważniejsze, że żyję. O to, że tak się stało, mogę obwiniać tylko własną bezmyślność.

Jest rok 1984. Stanisław Krompiec pracuje na Politechnice Śląskiej nad pracą doktorską. Przeprowadza eksperyment z kwasem pikrynowym.

- To był błąd w sztuce, bo ten kwas nie powinien być suchy. W laboratorium wyleciały okna. Ludzie potem opowiadali, że pokój był pełen krwi. Nawet obrączka uległa zniszczeniu. To wielkie "bum" usłyszeli studenci wieczorowi. Wyciągnął mnie jeden z nich, potem byłem recenzentem jego pracy doktorskiej. Pogotowie przyjechało, ale nie od razu. Wybuch usłyszał bowiem oficer Służby Bezpieczeństwa. Najpierw musiał zadzwonić do odpowiednich instytucji, upewniał się, czy ja aby swoimi eksperymentami nie chcę ustroju obalić - wspomina z humorem profesor Krompiec.

Na szczęście ratujący wtedy jeszcze magistra Krompca nie ulegli - telefon na pogotowie był ważniejszy. Po roku profesor wrócił do pracy. Wielokrotnie podkreśla, że środowisko akademickie przyjęło go bardzo serdecznie, zewsząd dochodziły sygnały o chęci pomocy. Cztery lata po wypadku obronił u prof. Jerzego Suwińskiego doktorat. W zdobyciu nowych dłoni najbardziej pomogli przyjaciele żony z czasów dzieciństwa. To dzięki nim od 21 lat nosi protezy mioelektryczne, a nie mechaniczne, takie jak dofinansowuje raz na trzy lata kwotą 1500 zł Narodowy Fundusz Zdrowia. Po tylu latach już się zużyły. Protezy z Niemiec kosztowały 15 tys. marek. Wystarczyły trzy wizyty u producenta. Odlew protez, przymiarka, krótki kurs, co można nimi robić i na do widzenia film wideo z instruktażem. Wówczas prof. Krompiec uświadomił sobie, że to, czego chce dotknąć czy zabrać, najpierw musi ogarnąć wzrokiem, pomyśleć jak chwycić przedmiot. Wypadek pozbawił go przecież zmysłu dotyku w dłoniach. Niejednokrotnie zdarzało się, że miażdżył w dłoniach zbyt mocno chwyconą cienką szklankę.

Różnica między protezą elektryczną a mechaniczną jest kolosalna. W tej pierwszej palce działają na zasadzie otwórz - zamknij, chociaż już ich nie rozczapierzę. Ta druga ma tak słaby uchwyt, że nie da się niczego zrobić. Przy pomocy napędzanych akumulatorkiem obu dłoni zapnę zamek, swobodnie piszę. Odbiór społeczny człowieka z takimi dłońmi jest daleko lepszy niż epatującego kikutami czy mającego źle wyglądające protezy mechaniczne. Powieszę też pranie i zmyję naczynia - to już robię bez protez. Na tablicy udaje mi się pisać lewą ręką - jeśli prawa jest akurat w naprawie. Ponad stustronnicową pracę habilitacyjną sam sobie wklepałem na komputerze. Syn Michał, też chemik i trzykrotny stypendysta ministra edukacji pomógł mi jedynie z grafikami. Za to telefonu komórkowego nie podejmę się obsługiwać, za małe klawisze. Zrezygnowałem też z marzeń o prowadzeniu auta.

- Mam znajomego bez rąk, który wiózł mnie kiedyś prowadząc samochód nogami, z prędkością 120 km na godzinę. Mógłbyś spróbować, podobnie jak i znowu grać w ping-ponga. Kiedyś szło ci to całkiem nieźle - dopowiada żona profesora, pani Anna.

Po 28 latach pracy na Politechnice Śląskiej prof. Krompiec został kierownikiem Zakładu Chemii Nieorganicznej i Radiacyjnej na Wydziale Matematyki, Fizyki i Chemii na Uniwersytecie Śląskim. Pracuje ze swymi asystentami w laboratorium. Od eksperymentów trzyma się na odległość... wzroku. Bo to jednak i praca z chemikaliami i cienkie szkło laboratoryjne mogłoby nie wytrzymać nacisku protez.





Możesz pomóc



Przez ponad 20 lat to przyjaciele z Niemiec dbali o to, by profesor miał czym pracować. Po dziesięciu latach - sfinansowali remont kapitalny protez. Co rok trzeba wymienić zużywający się akumulatorek, co pół roku wymienić nakładaną na dłoń rękawicę. Imituje ona ludzką skórę, niestety, szybko się niszczy. Roczne utrzymanie protez to wydatek około 5 tys. zł. Teraz zakup dłoni, jakie profesorowi Krompcowi umożliwiają pracę na uczelni, to wydatek 15 tys. euro. Jemu brakuje jeszcze około około 4 tys. euro.

Pieniądze na nowe protezy dla prof. Stanisława Krompca można wpłacać na konto fundacji

"Tacy sami" (ma ona status organizacji pożytku publicznego):

46-1160-2202-0000-0000-3505-0344.
od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gliwice.naszemiasto.pl Nasze Miasto