Ukontentowani byli także aktorzy Teatru Poszechnego z Warszawy, bo choć zachwyceni miejscem, obawiali się jednak ruinowej akustyki. Niepotrzebnie, naturalna sceneria ogołoconych murów, zderzona ze współczesnym kostiumem, zastosowanym w inscenizacji przez Jana Kozikowskiego, wydobyła z przedstawienia wszystkie niuanse ponadczasowości. A rzeczone echo wywoływało dreszcz, a nie irytację.
Bohaterem tego wieczoru był Zbigniew Zapasiewicz, którego kreacja opisana już została na wszelkie sposoby i trafiła do annałów historii polskiego teatru. W spektaklu, wyreżyserowanym przez Piotra Cieplaka, akcent interpretacyjny pada nie tyle na historię władzy i jej upadku, co na powolne zamieranie człowieczeństwa. Potęga wielkiego mocarstwa, trzymana przez Leara niemal w rękach, wymyka się spod jego kontroli powoli, ale konsekwentnie. Świadomość przemijania osłabia najpierw jego wolę, potem łagodzi agresję, a potem ma już tylko postać lęku i rozpaczy. W tej interpretacji tragedii Williama Szekspira mniej liczą się okoliczności, bardziej emocje, które okoliczności stwarzają. Lear pracuje na tragiczną starość, na czas bez miłości i bezpieczeństwa, ale u kresu niegodziwego żywota budzi litość i współczucie.
W takich rejonach psychologii ludzkiej duszy Zbigniew Zapasiewicz jest dziś w Polsce mistrzem największym. W warszawskim przedstawieniu postać nieszczęsnego władcy aktor nasyca nie tylko dziesiątkami prawdziwych reakcji i uczuć, ale rysuje także portret degrengolady fizycznej. Pokurczony, przerażony starzec z finału mało przypomina wyprostowanego, butnego króla z początku przedstawienia. Osób z jego otoczenia czas nie ima się tak gwałtownie, ale nie ma wątpliwości, że los i im kiedyś wystawi rachunek wedle wagi zalet i niegodziwości.
Zofia Zborowska i Andrzej Wrona znów zostali rodzicami
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?