MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Zlikwidowane biedaszyby pod Zabrzem

Marlena Polok-Kin
Biedaszyb był tuż za ogródkami działkowymi. Fot. M. Suchan
Biedaszyb był tuż za ogródkami działkowymi. Fot. M. Suchan
Głębokie na blisko dziesięć metrów dwie dziury były połączone chodnikami. To już nie były biedaszyby, ale dosłownie prowizoryczna kopalnia. Na peryferiach Zabrza zlikwidowano prowizoryczną "kopalnię".

Głębokie na blisko dziesięć metrów dwie dziury były połączone chodnikami. To już nie były biedaszyby, ale dosłownie prowizoryczna kopalnia. Na peryferiach Zabrza zlikwidowano prowizoryczną "kopalnię". Jak nam powiedziała Katarzyna Kuczyńska, rzecznik zabrzańskiego magistratu, biedaszyby stanowiły poważne zagrożenie dla życia i zdrowia kręcących się tu ludzi, a o ich usunięcie wnioskowały także policja i straż miejska. Zostały zasypane przedwczoraj.

- Komu to przeszkadzało, chopy tu ciężko się narobili - mruczy pod nosem starszy mężczyzna, który kręci się za ogródkami działkowymi w rejonie ul. Na Piaskach.

Biedaszyb działał w rejonie ulicy na Piaskach, za ogródkami działkowymi. "Górnicy" wykopali w ziemi dwa otwory o głębokości około 12 metrów, były ze sobą połączone podobnej długości chodnikiem. Do tego działał tam kołowrotek, pomagający w wyciąganiu urobku na powierzchnię. Jak się dowiedzieliśmy nieoficjalnie, ratownicy górniczy stwierdzili, że teren był zabezpieczony może nie profesjonalnie, ale na pewno ze znajomością wiedzy górniczej. Grube stemple zabezpieczały podziemny chodnik. Podobno "mózgiem" przedsięwzięcia i inicjatorem ożebrowania wyrobiska był "kierownik" kopalni - bezrobotny mieszkaniec Zandki, który ma na swym koncie 11 lat stażu w kopalni.

Akcji likwidacyjnej przyglądało się sześciu mężczyzn, którzy najprawdopodobniej żyli z tego nielegalnego urobku. Zachowywali się spokojnie, straż miejska ich wylegitymowała. Nikogo z nich nie przyłapano na gorącym uczynku, jednak przygotowanych już 30 worków z węglem mówiło samo za siebie. Urobek był już przebrany, kamienie poodrzucali. Mogło być wczoraj 1,5 tony po nocce. Jak się dowiedzieliśmy, były i takie szychty, że udawało się urobić i lekko dwa razy tyle. Interes kwitł, za duży worek dostawali średnio 15-17 zł. Byli dobrze wyposażeni: mieli liny do wyciągania urobku, akumulatory, lampy górnicze.

Jak się dowiedzieliśmy nieoficjalnie, "górnicy" dają sobie podobno tydzień, aby na powrót dotrzeć do "swoich" podziemi.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Dlaczego Polacy kupują ubrania z Chin?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gliwice.naszemiasto.pl Nasze Miasto