Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Andrzej Jarczewski spotkał się w czwartek z dziennikarzami, oczywiście pod radiostacją

Justyna Toros
Andrzej Jarczewski, były klucznik Radiostacji Gliwickiej, tłumaczy, dlaczego tak łatwo udało mu się wejść na wieżę, w jakim celu to zrobił i co dzięki temu zyskał. Jak twierdzi, dzięki jego prowokacji, cała Polska dowiedziała się, że... Gliwice mają taki zabytek techniki.

Zorganizowana przez Andrzeja Jarczewskiego w czwartek, 16 czewrca konferencja prasowa, służyła przede wszystkim zdementowaniu powstających wokół jego prowokacji plotek. Zadowolony i uśmiechnięty były wiceprezydent Gliwic podkreślił, że nie miał dorobionego klucza do radiostacji.

- Specjalnie dla państwa przyniosłem plecak, żeby pokazać, jak łatwo można przerzucić go nad ogrodzeniem - mówił podrzucając 60-litrowym plecakiem turystycznym. - Tak samo łatwo może przeskoczyć człowiek, tak też zrobiłem.

Jarczewski mówił, że plan ochrony jest niedostateczny i jego prowokacja pozwoliła na pokazanie tego. Do tego wytknął błędy w projektowaniu terenu przy wieży, twierdząc, że kwiaty usychają, a tony wysypanych kamieni to doskonała amunicja dla dzieci, rzucających je w szklane ogrodzenie.

Jarczewski na wieży - relacja live z protestu

Po za tym cieszy się z dwóch odniesionych sukcesów: zainteresowania mediów sprawą ustawy samorządowej oraz zebrania dodatkowych informacji na temat działania samorządu gliwickiego. Planuje wykorzystać swoje materiały do pisania kolejnej książki.

Były wiceprezydent wyjaśnił, że akcje zorganizował przede wszystkim przeciwko lokalnym kacykom, żeby podkreślić problem, jakim jest choroba, która zżera polskie samorządy, zwłaszcza te, gdzie prezydenci rządzą od bardzo wielu lat. Twierdzi, że działał przede wszystkim dla dobra społeczeństwa. Ale jednym z jego postulatów było przecież przywrócenie do pracy w charakterze kustosza radiostacji.

- Walczę przecież o mój byt, to normalne, że chcę mieć na chleb - mówi. - Bez powodu zabrano mi środki do życia.

Jako swój sukces Jarczewski wymienia również zwrócenie uwagi na Radiostację Gliwicką. Według protestującego, dzięki jego pobytowi na wieży nawet media zagraniczne zaczęły wspominać o 110-metrowej drewnianej budowli w Gliwicach.

Przypomnijmy, Andrzej Jarczewski wszedł na Radiostację Gliwicką 6 czerwca i spędził na niej dwie doby. Wejście na konstrukcję nie stanowiło dla niego problemu, ponieważ jako kustosz wielokrotnie się na nią wspinał, do tego miał przygotowany kask i uprząż. Wiedział, że na górze znajdują się belki i z nich właśnie stworzył szałas.

Po dwóch dniach został ściągnięty na ziemię przez antyterrorystów i przewieziony do Szpitala Psychiatrycznego w Toszku, skąd wypuszczono go po niespełna trzech dniach. Jarczewski twierdzi, że jest zdrowy.

Obecnie Andrzej Jarczewski nie planuje żadnych spektakularnych akcji, choć zapowiada, że to nie koniec jego walki z samorządami. Czeka na rozprawę w sądzie pracy, gdzie złożył pozew o bezprawne zwolnienie go z pracy w Muzeum w Gliwicach.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gliwice.naszemiasto.pl Nasze Miasto