Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Referendum w Gliwicach: Zebrano ok. 13 tys. podpisów. Co dalej?

Redakcja
Trwa zbieranie podpisów pod wnioskiem referendalnym ws. odwołania Zygmunta Frankiewicza. Ten jest spokojny o prezydencki fotel. Organizatorzy referendum snują wyobrażenia o nowym włodarzu. Pisze Joanna Oreł

Około 13 tysięcy - tyle podpisów do środy zebrano pod wnioskiem referendalnym w sprawie odwołania prezydenta Zygmunta Frankiewicza. Organizatorzy referendum liczą na to, że uda im się zebrać wymaganą większość głosów. Przedstawiciele gliwickiego magistratu odpowiadają na to: - nie zamierzamy się przejmować, interesuje nas tylko polityka.

Aby referendum doszło do skutku, pod wnioskiem musi złożyć podpisy dokładnie 15 tys. 84 osoby. Referendyści mają na to czas do 22 czerwca. Są spokojni. - Mamy nadzieję, że uda nam się zebrać wymaganą większość - mówią.

Stoicki spokój zachowuje również Marek Jarzębowski, rzecznik prasowy gliwickiego magistratu. - Mamy co innego do roboty, niż zajmowanie się awanturnikami, bo inaczej nie można tego określić - tak, w imieniu prezydenta, mówi o inicjatywie referendystów.

Jak dodaje: - Mamy dosyć obowiązków na głowie. Skupiamy się na polityce, na rządzeniu miastem, dobru jego obywateli. Wątpliwości, szczególnie co do tego ostatniego ma Andrzej Jarema-Sucharewski, rzecznik prasowy Obywatelskiego Komitetu Referendalnego, który dąży do zorganizowania referendum i odwołania Frankiewicza.

- Po tylu latach rządzenia prezydent zatracił zdolność słuchania obywateli. Nie realizuje ich oczekiwań - twierdzi Jarema-Sucharewski.

Wśród zarzutów, jakie referendyści mają wobec prezydenta, Zygmunta Frankiewicza znalazły się również m.in.: złe zarządzanie finansami miejskimi, polityka komunikacyjna miasta (budowa obwodnicy), fatalny stan infrastruktury drogowej oraz pomnażanie stanowisk kierowniczych w miejskich spółkach.
Referendyści wieszczą również, że jeżeli Frankiewicz będzie dalej rządził Gliwicami to w ciągu dwóch lat zadłużenie miasta wzrośnie dwukrotnie. Wróżb tych nie popierają jednak konkretami.

Czy Frankiewicz obawia się, że referendum dojdzie do skutku, a jego stanowisko będzie zagrożone? - Nie zamierzamy zajmować się kabałą - ucina krótko Marek Jarzębowski.

Referendyści za to mówią wprost, jak wyobrażają sobie politykę miasta, o ile obecny prezydent zostanie odwołany.

- W pierwszej kolejności należy zabrać się za budowę obwodnicy oraz remont ul. Zwycięstwa - wylicza Andrzej Jarema-Sucharewski. - Tramwajów nie ma już kilka lat, a tory pozostały. Chyba nie ma podobnego miasta w regionie, gdzie centralna ulica byłaby w podobnym stanie.

Jednak na pytanie o to, czy referendyści mają na myśli konkretne kandydatury na stanowisko włodarza miasta, ci unikają jednoznacznej odpowiedzi.

- Zbieranie podpisów to dopiero początek drogi - twierdzą. - To dalej niż bliżej wyborów. Wierzymy jednak, że partie polityczne dojdą wreszcie do porozumienia i będą w stanie zaproponować kandydata, który spełni oczekiwania społeczeństwa.

Tu akurat referendyści mają rację. Prezydent Frankiewicz rządzi bez większościowego poparcia, a jego inicjatywy często z zasady blokowane są przez opozycję. Sam Frankiewicz nie jest jednak zmęczony taką polityką. - Oczywiście, komfortowo byłoby działać w warunkach większościowego poparcia. Jednak nikt nigdy nie obiecał, że będzie łatwo - uważa Marek Jarzębowski - Trzeba szukać kompromisów. Prezydent potrafi wybrnąć z trudnych sytuacji.

Co będzie dalej?

Po złożeniu podpisów u komisarza wyborczego w Katowicach, ten będzie miał 50 dni na sprawdzenie ich zgodności z prawem. Jeżeli dojdzie do referendum, to jego koszty będzie musiało pokryć miasto. W 2009 roku, gdy nie udało się odwołać prezydenta Zygmunta Frankiewicza, samorząd wydał na ten cel ponad 176 tys. zł.

Jeżeli dojdzie do referendum, to będzie ono ważne, jeżeli weźmie w nim udział co najmniej 30 procent mieszkańców uprawnionych do głosowania. Wynik będzie rozstrzygający, jeżeli za jednym z rozwiązań zostanie oddanych więcej niż połowę ważnych głosów.

Referenda w Gliwicach: pamiętacie jak to było?

Gliwice to miasto, w którym po raz kolejny zainicjowana zorganizowanie referendum. W 2009 roku, w ślad za, do dziś dyskutowaną, decyzją o likwidacji linii tramwajowej, mieszkańcy ruszyli do urn, by odwołać prezydenta Frankiewicza i radnych miejskich.

Inicjatywy starczyło na tyle, by uzbierać wymaganą do zorganizowania referendum, liczbę głosów. Jednak po drodze duch demokracji gdzieś uleciał, bo do urn nie poszła wystarczająca liczba mieszkańców. Referendum było nieważne. Teraz mamy powtórkę z rozrywki. Nie wiadomo, jaki będzie jej finał.

Mamy modę na referenda

Można powiedzieć, że w ostatnim czasie w naszym regionie zapanowała prawdziwa "moda" na referenda. Za odwołaniem włodarzy głosować będą wkrótce w Bytomiu oraz Rudzie Śląskiej.

Pewnym jest już to, że referenda odbędą się w obu wspomnianych miastach. W Bytomiu za odwołaniem prezydenta Piotra Koja oraz rady miejskiej mieszkańcy głosować będą 17 czerwca. Tydzień później do urn pójdą mieszkańcy Rudy Śląskiej. Podobnie, jak w Bytomiu odwołać chcą prezydent Grażynę Dziedzic i radnych.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gliwice.naszemiasto.pl Nasze Miasto